Tysiące dziennikarzy i zwykłych Greków wyszły na ulice w proteście przeciwko zaskakującej decyzji rządu w Atenach. Wczoraj wieczorem władze zamknęły publiczne radio i telewizję ERT. Powodem jest kryzys finansowy. Decyzja oburzyła zarówno polityków opozycji, dziennikarzy, ludzi kultury i nauki ale także media w całej Europie.
Od rana przed siedzibą zamknietej greckiej telewizji protestują tłumy. Wśród nich są zwolnieni z pracy dziennikarze, związkowcy, ale także zwykli Grecy. "To niewiarygodne, żeby kraj, który w 2013 roku należy do Unii nie miał rządowej telewizji" - mówił jeden z Ateńczyków. "Co z ludźmi żyjącymi na wyspach? Czy oni teraz będą musieli słuchać tureckich stacji?" - pytał inny z protestujących.
Zaskakująca decyzja o zamknięciu mediów publicznych pozbawiła pracy 2700 osób. Grecka telewizja wciąż jednak nadaje w internecie. Na portalu YouTube pojawił się wyprodukowany przez dziennikarzy teledysk. W nagraniu mówią o misji, jaką ma publiczna telewizja i nawołują, aby Grecy przeciwstawili się decyzji o jej zamknięciu.
Przeciwko ogłoszonej z dnia na dzień decyzji protestują też politycy opozycji, a także wchodzącej w skład rządu partii Pasok. Dziennikarze innych greckich mediów zorganizowali 24-godzinny strajk, a w obronie zamykanych mediów stanęli nawet hierarchowie greckiego kościoła prawosławnego.
Do cofnięcia decyzji wezwała też Europejska Unia Nadawców skupiająca media publiczne ze Starego Kontynentu. Oburzenie wyraził także prezes Polskiego Radia Andrzej Siezieniewski, który jest też członkiem zarządu Europejskiej Unii Nadawców.
Radio i telewizja ERT, które zaczęły nadawanie w 1938 roku były finansowane z publicznego podatku, płaconego w ramach rachunków za prąd. Grecki rząd tłumaczy, że za jakiś czas chce wznowić działalność publicznych mediów, ale ze znacznie mniejszą liczbą personelu.
Informacyjna Agencja Radiowa
