W Pampelunie, na północy Hiszpanii, zakończyło się święto San Fermin. Podczas tegorocznych biegów z bykami - najpopularniejszej części uroczystości - rannych zostało 50 osób. Jak zapewnił dyżurny lekarz z Pampeluny, żadnemu z nich nie grozi niebezpieczeństwo.
Teoretycznie, to było najspokojniejsze święto San Fermin ostatnich dziesięcioleci. Jednak po raz pierwszy od prawie 20 lat, podczas biegu, u wylotu z uliczki na plac kończący wyścig utworzył się korek, w którym zostało uwięzionych ponad 40 osób oraz zwierzęta. Połowa rannych w tegorocznych wyścigach to przyduszeni i poturbowani w korku.
Do szpitala trafili też potłuczeni podczas niebezpiecznych skoków z 6-metrowej, XIX wiecznej fontanny św. Cecylii. Atrakcja ta, nieznana mieszkańcom miasta, została włączona do zagranicznych przewodników po San Fermin.
W tym roku, więcej niż zwykle, komentowane były protesty przeciwników biegów i walk z bykami. Ich organizatorzy domagają się wyłączenia ze święta zwierząt. Na razie trudno to sobie wyobrazić. Biegi przyciągają turystów z całego świata, a miasto zarabia na San Fermin średnio 80 mln euro - 40 razy więcej niż inwestuje.
IAR
