Kilkuset unijnych urzędników protestowało w Komisji Europejskiej przeciwko zamrażaniu ich pensji i domagało się wyższych zarobków. Na podwyżki płac nie zgadzają się tymczasem kraje członkowskie, które w czasach kryzysu tną wydatki. Z kolei Bruksela proponuje podwyżki, ale w opinii eurokratów są one niewystarczające. Komisja każdego roku dostosowuje wynagrodzenia do wzrostu kosztów życia w belgijskiej stolicy i za każdym razem podwyżki wywołują kontrowersje. Unijni urzędnicy mówią, że nie widzą nic złego w żądaniach dotyczących wzrostu płac mimo, że w czasach kryzysu w wielu krajach zaciska się pasa. Tłumaczą, że chodzi o skuteczne działanie administracji. "Próbuje się tymczasem zniszczyć unijną administrację działającą od prawie 50.lat" - mówi przewodniczący rady pracowniczej w Komisji Europejskiej Hans Torrekens. Podkreśla, że zarobki eurokratów nie można porównywać z pensjami urzędników w krajach członkowskich i trzeba spojrzeć na sytuację na rynku międzynarodowym. "Jeśli porówna się nasze zarobki z tymi w NATO, czy ONZ, to widać, że w unijnych instytucjach zarabiamy znacznie poniżej średniej. Jeśli najlepsi w Europie mają tworzyć unijny projekt, to trzeba im za to zapłacić. Jeśli chce się jeździć mercedesem, trzeba zapłacić odpowiednią cenę. Oni teraz, przepraszam za porównanie, płacą jak za ładę, a wciąż chcieliby jeździć mercedesem" - przekonywał Hans Torrekens.