Nad dokumentem od ponad tygodnia pracują negocjatorzy ze 192 krajów. Mieli oni porozumieć się przede wszystkim, o ile w ciągu najbliższej dekady zmniejszona zostanie emisja dwutlenku węgla do atmosfery. W czwartek do Kopenhagi przyjeżdżają przywódcy państw i to oni mieli ostatecznie zdecydować, czy odpowiadają im liczby zaproponowane przez negocjatorów. Jednak w 6-stronnicowym dokumencie, który powstał dzisiaj przed południem, żadne liczby nie zostały zapisane.
Główny klimatolog ONZ Yvo de Boer przyznaje, że w tej sytuacji do prawdziwego porozumienia na szczycie wciąż jest daleko. "Wciąż mamy przed sobą wiele pracy. Jeśli konferencja ma zakończyć się tym, czego oczekuje od nas świat, to pod koniec tygodnia musimy opublikować bardzo konkretne zapisy" - powiedział de Boer. Z kolei premier Danii Lars Rasmussen przyznał wprost, że nie jest pewien, czy do zakończenia szczytu w Kopenhadze uda się osiągnąć zgodę wszystkich krajów, co do konkretnych liczb.
Głównym problemem w negocjacjach jest poważna różnica zdań między bogatymi krajami, a państwami rozwijającymi się. Te drugie wczoraj zawiesiły na kilka godzin udział w rozmowach, bo uznały, że bogaci nie chcą wziąć na siebie poważnych zobowiązań, ale przerzucić je na kraje biedniejsze.
W dokumencie nie zapisano też żadnych liczb jeśli chodzi o sfinansowanie pomocy, jaką bogaci chcą przeznaczyć na walkę ze zmianami klimatu w krajach rozwijających się.
Tymczasem francuski prezydent Nicolas Sarkozy oświadczył, że zakładanym celem jest ograniczenie wzrostu temperatur na świecie o 2 stopnie. Sarkozy zapowiedział, że wraz z państwami afrykańskimi opublikuje na szczycie w Kopenhadze tekst w tej sprawie.