Do portu w Incheonie promem powróciło w niedzielę kilkoro mieszkańców wyspy. "Po wtorkowym ostrzale wyspa jest wyludniona. Na razie mamy tam czego szukać" - mówi jeden z mężczyzn, który przypłynął do Incheonu. Z pokładu promu na ląd zszedł także ranny w nogę południowokoreański żołnierz. Nie chciał on jednak rozmawiać z mediami, dlatego nie wiadomo, czy jest on jedną z ofiar wtorkowego ostrzału, w którym 4 osoby zginęły, a około 20 zostało rannych.
Dziś na Yeonpyeong ponownie na kwadrans zawyły syreny. W pobliżu wyspy słychać było odgłosy wybuchów, dlatego też osoby przebywające na Yeonpyeong musiały ukryć się w schronach. Żaden z pocisków nie eksplodował jednak na południowokoreańskim terytorium.
Ze względu na manewry sił Korei Południowej i USA, północnokoreańska armia przemieściła wyrzutnie rakiet ziemia-ziemia i ziemia-powietrze, w pobliże granicy z Południem. Prawdopodobnie to wskutek tych działań, władze Korei Południowej zarządziły całkowitą ewakuację Yeonpyeong, która ponownie może znaleźć się na linii ognia z Północy.