Przywódcy Niemiec i Francji już wcześniej dawali wyraz swojemu niezadowoleniu. Prezydent Nicolas Sarkozy przed wyjazdem z Paryża groził wręcz, że opuści obrady szczytu G-20, jeśli nie spełni on jego oczekiwań. Z kolei kilka dni temu kanclerz Angela Merkel zareagowała bardzo negatywnie na apele premiera Gordona Browna o międzynarodowy "bodziec fiskalny", czyli wielki zastrzyk pieniędzy dla ożywienia gospodarki. Brytyjska prasa cytowała jej słowa: "Nikt nam nie będzie dyktował na co mamy wydawać pieniądze".
Stanowisko Berlina i Paryża kontrastuje z pojednawczymi wypowiedziami amerykańskiego prezydenta Baracka Obamy i brytyjskiego premiera Gordona Browna po ich porannej rozmowie na Downing Street. Brown zająknął się wprawdzie o bajońskich sumach - 100 bilionach dolarów - potrzebnych - jego zdaniem - do postawienia na nogi światowej gospodarki, ale tylko raz i nie wrócił do tego tematu. Natomiast Obama mówił o powszechnej zgodzie, że silna regulacja rynku jest konieczna, by "skończyć z nadużyciami w bankach".