Na drugim biegunie "Najwyższy czas" stawia właśnie feministki. Tygodnik zaznacza, że feminizm zamiast czynić kobietę jeszcze bardziej kobiecą, stara się prawem paradoksu uczynić z niej mężczyznę. Gazeta zwraca uwagę, że feministki, szczególnie obecne w partiach lewicowych, nie mają tam żadnej realnej władzy, a kluczowe decyzje i tak podejmowane są w męskim gronie. Autorka artykułu podkreśla, że inaczej jest w partiach prawicowych, gdzie kobiety muszą sobie poradzić z męskimi uprzedzeniami i presją, lecz traktowane są z rewerencją, ponieważ zachowują swoją kobiecość. Według gazety, feminizm zawsze będzie skazany na niepowodzenie, ponieważ zakłada walkę z męskością, i dlatego kobieta, która w walce o władzę wykorzystuje swoje atrybuty kobiece, ma dużo większe szanse na wywarcie realnego wpływu na politykę. Nie oznacza to oczywiście pornokratycznego sprzedawania ciała i duszy, własne zalety można wykorzystać inaczej. Jako przykład gazeta podaje dwie kobiety, które niedługo mogą stanąć do wyścigu o fotel
prezydencki: Hillary Clinton i Condoleezzę Rice, które elegancko i dyskretnie odwołują się do swojej kobiecości.
Między feminizmem i pornokracją - zaprzeczaniem kobiecości i jej zaprzedawaniem - istnieje zatem trzecia droga, którą powinna dążyć każda kobieta z ambicjami - podkreśla publicystka "Najwyższego czasu".
najwyzszy czas/jurczynski/chod.