Wysokościomierz z rządowego Tu-154M, który rozbił się w Smoleńsku, był w ostatnich latach reklamowany u producenta, bo samoczynnie przechodził ze stóp na metry - dowiedział się "Nasz Dziennik". Wciąż nie udało się ustalić, dlaczego ścieżka schodzenia samolotu nagle się załamała. Gazeta pisze, że anomalie w locie tupolewa występowały już na wysokości 200 metrów. "Chodzi o korekty wysokości, których autopilot normalnie nie wykonuje" - oceniają piloci, którzy analizowali wykresy sporządzone w oparciu o dane dołączone do rosyjskiego raportu o katastrofie smoleńskiej. Gazeta pisze, że w raporcie zabrakło technicznego opisu kluczowej, końcowej fazy lotu polskiego samolotu. "Bez odpowiedzi Rosjanie pozostawili też pytanie o nagłą zmianę nastawu wysokości na wysokościomierzu dowódcy załogi. MAK uznał to za błąd załogi" - pisze "Nasz Dziennik".
Zdaniem gazety kluczem do wyjaśnienia tych wątpliwości są oryginalne zapisy parametrów lotu oraz pełne zapisy komend, które padły w ostatnich chwilach przed katastrofą.
Więcej o niejasnościach w raporcie MAK w dzisiejszym "Naszym Dzienniku".
IAR/ND/łp/ab