Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

"Nasz Dziennik" - Nie szukaliśmy żywych

0
Podziel się:

Karetki pogotowia nie były w stanie dojechać na miejsce katastrofy smoleńskiej. Ratownicy brnęli w błocie pieszo - pisze "Nasz Dziennik". Reporterom gazety udało się porozmawiać z osobami z obsady karetek, które wtedy spieszyły na pomoc. Ustalili, że 10 kwietnia na miejsce katastrofy wyjechały trzy karetki. Dwie z miejskiej smoleńskiej stacji pogotowia ratunkowego i jedna ze stacji rejonowej. Oprócz tego na miejscu dyżurowała jeszcze jedna karetka od początku przewidziana do zabezpieczania wizyty polskiej delegacji.

"Nasz Dziennik" rozmawiał między innymi z Aleksandrą Ignatienkową, ratownikiem z karetki, która miała stanowić zabezpieczenie medyczne wizyty Lecha Kaczyńskiego. Do tej pory - podkreśla gazeta - nie przesłuchały jej polska i rosyjska prokuratura.
"Byliśmy jednymi z pierwszych, którzy tam dotarli. Widzieliśmy fragmenty samolotu. Wszystko w ziemi takiej błotnistej, mokrej jak po roztopach" - opowiada Ignatienkowa. Wspomina, że od razu wezwano dodatkowe karetki, których zespoły szły na miejsce katastrofy pieszo, ponieważ nie było jak dojechać od strony szosy. "Naszym zadaniem było szukanie żywych, ale ich nie było. To nie były zwłoki, tylko fragmenty ciał, krew wnętrzności" - mówi Aleksandra Ignetienkowi "Naszemu Dziennikowi".

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/"Nasz Dziennik"/kry/dyd

wiadomości
IAR
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)