"Prokuratura zna te zeznania, są one badane, w tej chwili nie mogę określić sposobu ich weryfikacji w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" pułkownik Jerzy Artymiak, pełniący obowiązki rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Na pytanie, czy kontrolerzy zostaną przesłuchani w obecności polskich prokuratorów, Artymiak odpowiedział enigmatycznie, że nie potrafi powiedzieć, jaki jest zakres śledztwa rosyjskiego i jakie czynności procesowe strona rosyjska w swoim śledztwie wykonała.
Czy załoga prezydenckiego tupolewa ryzykowałaby w niekorzystnych warunkach atmosferycznych zejście na wysokość 50 metrów, nawet jeśli taki komunikat z wieży padł? - zastanawia się "Nasz Dziennik". Według pilotów, z którymi rozmawiała gazeta jest to sugestia obciążająca pilota. Wskazywałoby to ponadto, że załoga nie znała topografii terenu, a przecież lądowała na tym lotnisku już wcześniej. Zdaniem rozmówców "Naszego Dziennika", to, że samolot zszedł poniżej bezpiecznej wysokości 100 metrów, trudno wytłumaczyć przesłanką inną niż awaria. A do katastrofy by nie doszło, gdyby kontrola lotów wykonała swój obowiązek i zamknęła lotnisko natychmiast po nieudanym podejściu Iła-76. Eksperci oceniają, też, że Artur Wosztyl nie mógłby wiedzieć, że komunikat zejścia do 50 metrów padł na wysokości 80 metrów, bo nie znał wysokości Tu-154M, która w stenogramie nie jest określona.
Więcej na ten temat - w "Naszym Dzienniku".
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/"Nasz Dziennik"/kry/ab