"Nie wolno wam o nic zapytać, a gdy przekręcicie jakiś wyraz, dostaniecie lanie rózgą po plecach. Dodatkowe baty będziecie otrzymywać co sobotę" - w ten oto sposób Tomasz Małkowski i Jacek Rześniowiecki, autorzy dopuszczonego przez MEN podręcznika "Historia i społeczeństwo", zaprezentowali metody nauczania stosowane w szkołach przyklasztornych średniowiecza. Mediewiści ostrzegają: spaczone przedstawianie średniowiecza wskazuje na ignorancję autorów podręcznika, którzy z lubością przedstawiają, zresztą niezgodnie z prawdą, nauczyciela z tamtej epoki jako prymitywnego okrutnika.
"Nasz Dziennik" dodaje, że już na wstępie piątoklasista dowiaduje się, że raz w roku organizowano wycieczkę uczniów do lasu, bynajmniej nie po to, by zdobyć jakieś wiadomości o przyrodzie, ale jedynie po to, by zbierać brzozowe rózgi, którymi nauczyciele bili ich potem "za wszelkie przewinienia".
Tego rodzaju kreowanie skrajnej postaci pedagoga jest wysoce niepedagogiczne - zaznacza w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Wanda Bajor z Międzywydziałowego Zakładu Historii Kultury w Średniowieczu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Jak dodaje, na pewno zdarzali się na tym stanowisku ludzie nieodpowiedni, ale w nie większym stopniu, niż dzieje się to dzisiaj. Szczegóły w "Naszym Dzienniku."
"Nasz Dziennik"/kry/MagM