Z protokołu z dochodzenia w sprawie odłączenia linii wysokiego napięcia wynika, że w odległości 10 metrów od zerwanego kabla leżały szczątki samolotu. Była to część skrzydła. Na podstawie znajdującego się rzekomo na miejscu kawałka skrzydła komisja bez dodatkowego wyjaśniania kwestii stwierdziła, że linię zerwał polski samolot. Tymczasem z protokołu moskiewskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wynika, że o godzinie 10.39.35 tupolew wypuszcza klapy i podwozie, a załoga prowadzi standardową komunikację. Według "Naszego Dziennika" jest to dziwne, jeśli wziąć pod uwagę, że w tym czasie maszyna miała kolizję z linią wysokiego napięcia i utraciła część skrzydła, co wynika z rosyjskiego dokumentu.
Pilot mający doświadczenie w lotach na tupolewach mówi "Naszemu Dziennikowi", że wspomniany kawałek skrzydła przeczy tezom rosyjskiego MAK. Tłumaczy, że część skrzydła znalazła się na ziemi, bo samolot utracił ją po zderzeniu z brzozą.
Według pilota zerwanie linii nastąpiło znacznie wcześniej niż wynika z dokumentów rosyjskich. Jego zdaniem, bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest ten, zgodnie z którym linię zerwał rosyjski Ił-76, który z nieznanych powodów znajdował się wówczas nad lotniskiem w Smoleńsku.
Więcej w "Naszym Dzienniku "
Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/"Nasz Dziennik "/kl/kry