Informację o śmierci dowódcy Talibów podały lokalne afgańskie władze. Sami Talibowie zaprzeczyli, by ich komendant zginął w Helmand, ale miejscowe władze pokazały dziennikarzom ciało Dadullaha.
W specjalnym komunikacie dowództwo misji NATO w Afganistanie potwierdziło śmierć mułły i oświadczyło, że prowadzona przez Afgańczyków akcja, w której zginął, była wspomagana przez żołnierzy koalicji.
Dadullah dowodził operacjami Talibów na południu Afganistanu, w tym coraz częściej zdarzającymi się atakami samobójczymi na cywilów i wojska NATO. Prawdopodobnie to również on decydował o porwaniach Afgańczyków i cudzoziemców, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich miesięcy.
Mułła był też jednym z najbliższych współpracowników szefów Al-Kaidy: Osamy bin Ladena i Ajmana Al-Zawahiriego. Od kilku lat afgańscy talibowie współpracują z Al-Kaidą, a kiedy Arabia Saudyjska wyrzuciła ze swojego terytorium Osamę bin Ladena, obecny pierwszy terrorysta świata znalazł schronienie w rządzonym wówczas przez Talibów Afganistanie.
Dziennikarz i znawca problemów Afganistanu Wojciech Jagielski powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że Dadullah był uważany za naczelnego dowódcę talibów na południu Afganistanu. Podkreślił jednak, że struktura dowodzenia talibów nie jest znana i nie wiadomo, jak śmierć nawet ważnego dowódcy wpłynie na ich działalność.
Według Jagielskiego, strata Dadullaha, który należał do weteranów talibów, utrudni im walkę partyzancką. Nie można jednak liczyć na to, że ich oddziały pójdą w rozsypkę. W ugrupowaniach talibów liczy się autorytet poszczególnych przywódców i pod tym względem trudno będzie znaleźć następcę Dadullaha. Poszczególne oddziały będą kontynuować walkę, ale, zdaniem Jagielskiego, śmierć Dadullaha musi się odbić na morale talibów.
ZOBACZ TAKŻE: