W zamachach zginęło niemal 3 tysiące ludzi. Najwięcej ofiar stanowiły osoby pracujące tego dnia w wieżach World Trade Center. Dla Nowojorczyków atak na budynki WTC był uderzeniem w samo serce ich miasta. Obie wieże uważane były bowiem za dumę Nowego Jorku.
Mieszkająca od wielu lat w Nowym Jorku korespondentka Polskiego Radia Małgorzata Kałuża wspomina, że pierwsze tygodnie po atakach były dla Nowojorczyków szczególnym przeżyciem. "To miasto było, jest i będzie miastem wyścigu szczurów. Ale to był moment, kiedy kiedy ludzie zaczęli potrzebować bliskości drugiego człowieka i zauważać się. Pamiętam, kiedy któregoś dnia siedziałam sama na ławce, podeszły do mnie 2-3 osoby, aby spytać, czy wszystko jest OK, czy nie potrzebuję pomocy. To był dla mnie szok. Ludzie rozmawiali ze sobą na ulicy, mówili "jesteśmy silni, przetrwamy". Nigdy przedtem, nie było tak, aby ludzie gromadzili się na ulicach i modlili się" - opowiada dziennikarka.
Małgorzata Kałuża mówi, że Nowy Jork w niewielkim stopniu zmienił się po zamachach. To, co się zmieniło, to podejście do kwestii bezpieczeństwa. "Nie ma już w tym mieście niezwykłego luzu i poczucia bezpieczeństwa. Tutaj można było wejść do każdego budynku stanowego, miejskiego czy też do budynku w którym mieszczą się wielkie firmy bez żadnych przepustek, sprawdzania toreb i bagażu czy okazywania dokumentów. Dzisiaj, idąc do muzeum, trzeba być przygotowanym na to, że sprawdzają torebkę i mają prawo spytać "co masz w kieszeniach?". Oczywiście, na początku Nowojorczyków bardzo to dennerwowało, ale teraz podchodzą już do tego spokojnie i już ich to nie oburza" - dodaje Kałuża.
Dzisiaj w miejscach gdzie stały dwie wieże Światowego Centrum Handlu zostanie otwarty memoriał poświęconu ofiarom zamachów. Chodzi o dwa kwadratowe wodospady na których brzegach umieszczono nazwiska tych, którzy zginęli zarówno dziesięć lat temu jak i w zamachach na World Trade Center z 1993 roku.
Informacyjna Agencja Radiowa
