Ściślej będzie integrować się więc 17 państw eurolandu wraz z sześcioma krajami spoza strefy euro, w tym z Polską. A to oznacza usankcjonowanie podziału Europy na dwie prędkości. "Umowa międzyrządowa ma swoje wady, ale skoro nie jest możliwa zmiana traktatu Unii Europejskiej, a to okazało się niemożliwe, to musimy wybrać tego typu współpracę na mocy umowy międzyrządowej" - powiedział po spotkaniu przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy. Wtórował mu przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso. "Myślę, że odpowiednią decyzją było, by zebrać razem tych, którzy chcą się integrować już teraz" - dodał.
Powodem braku porozumienia były rozbieżności w sprawie tego, w jaki sposób zapisać uzgodnienia dotyczące zaostrzonej dyscypliny finansowej. Wielka Brytania, Szwecja, Czechy i Węgry nie zgodziły się, by zapisać to w unijnym traktacie.
Premier Donald Tusk określił rezultat pierwszego dnia szczytu jako "pół na pół". "Na pewno ważnym efektem jest to, że większość krajów doszła do porozumienia, czyli strefa euro i istotna grupa euro plus" - powiedział szef polskiego rządu. Donald Tusk przyznał, że osiągnięte porozumienie "samo w sobie być może jeszcze nie jest aż tak intensywne, żeby uspokoić rynki". "Na pewno jest to krok do przodu, ale do entuzjazmu daleko" - dodał.
Do marca ma być gotowy projekt umowy międzyrządowej. Państwa, które ją podpiszą, zobowiążą się do stosowania zaostrzonych zasad dyscypliny finansów publicznych. Chodzi między innymi o nakładanie automatycznych sankcji na kraje, które przekraczają dozwolone wskaźniki długu i deficytu, a także o kontrolę budżetów krajowych. Ponadto, wprowadzone ma być złota zasada zrównoważonego budżetu, która uniemożliwia nadmierne zadłużanie. To ma w przyszłości nie dopuścić do powtórki kryzysu. Otwarte jednak pozostaje pytanie, na jakich warunkach kraje spoza strefy euro, jak Polska, będą działać w ramach nowego układu.