Urządzenia lotniska w Smoleńsku działały 10 kwietnia prawidłowo, ale są przestarzałe i bardzo nieprecyzyjne. Przy złej pogodzie piloci muszą tam polegać wyłącznie na sobie.
_ Gazeta Wyborcza _ poznała wyniki tak zwanego oblotu lotniska w Smoleńsku, standardowej procedury testującej urządzenia lotniska po każdym wypadku. Rosjanie przeprowadzili ją, bez polskich specjalistów, tuż po katastrofie prezydenckiego Tu-154. Protokół z oblotu ma Międzyrządowy Komitet Lotniczy, który przy udziale ekspertów z Polski wyjaśnia katastrofę. Dokumentu tego jeszcze polskiej stronie nie przekazał - czytamy w _ Gazecie Wyborczej _.
Uczestnik prac Komitetu znający raport mówi, że wszystkie urządzenia, w tym radar i dwie radiolatarnie, działały bez zarzutu. Dodaje jednak, że na lotnisku nie ma radaru precyzyjnego podejścia pokazującego dokładnie, jak zniża się samolot. Przy jego braku podejściem kieruje kontroler.
_ Gazeta Wyborcza _ zwraca uwagę, że Smoleńsk ma tylko radar ogólnego naprowadzania, który pokazuje lot samolotu z dokładnością do 200 metrów. W dodatku przez ostatnie 1,5 kilometra od pasa praktycznie nie widać maszyny na radarze i załoga musi polegać wyłączniena przyrządach pokładowych.