Sąd apelacyjny w Los Angeles odrzucił wniosek Romana Polańskiego o umorzenie sprawy o gwałt na 13-letniej dziewczynce.
Orzeczenie daje jednak Polańskiemu nadzieję na zakończenie sprawy bez konieczności ekstradycji. Sąd apelacyjny zasugerował, że słynny reżyser mógłby zostać osądzony zaocznie.
W wydanym wczoraj orzeczeniu sąd apelacyjny stwierdził, iż sędzia sądu niższej instancji Peter Espionoza mógł zastosować wobec Polańskiego doktrynę, która mówi o tym, że uciekinierom nie przysługuje prawo do oddalenia zarzutów.
Jednak wbrew temu, co pisze polska prasa, sędziowie wcale nie nakazali reżyserowi stawić się osobiście przed amerykańskim sądem. W swoim orzeczeniu stwierdzili coś zupełnie przeciwnego, a mianowicie, że Polański może złożyć wniosek o zaoczny proces.
_ - Podczas rozprawy jego adwokat mógłby argumentować, że wystarczającą karą jest czas dotychczas spędzony przez niego w areszcie _ - czytamy w orzeczeniu.
Sąd apelacyjny stwierdził również, że innym sposobem na zakończenie sprawy mogłaby być dobrowolne poddanie się przez Polańskiego ekstradycji. W takiej sytuacji reżyser trafiłby co prawda do więzienia, ale szybko mógłby z niego wyjść, przekonując sąd, że w procesie sprzed 30 lat doszło do poważnych nieprawidłowości. Sąd apelacyjny wyraził daleko idące zrozumienie dla argumentów Polańskiego, że prowadzone w 1977 roku postępowanie było nieuczciwe.
Po decyzji sądu apelacyjnego prokuratura w Los Angeles oświadczyła, że podtrzymuje wniosek o ekstradycję Polańskiego ze Szwajcarii. Kolejny krok należy jednak obecnie do obrońców słynnego reżysera. Adwokat Romana Polańskiego Chad Hummel nie odpowiedział na prośbę Polskiego Radia o komentarz do wczorajszego orzeczenia.