Dyskutowana obecnie w parlamencie ustawa "o ujawnieniu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-90 oraz treści tych dokumentów" wzbudza duże kontrowersje. Każda z trzech osób uniewinnionych ostatnio w procesach przed sądem lustracyjnym - senator LPR Adam Biela, dziennikarz Karol Małcużyński i była wicepremier - Zyta Gilowska - trafiłaby na listę "traktowanych jako osobowe źródła informacji" (OZI). Lista ta w potocznym odbiorze będzie traktowana jako lista agentów - czytamy w "Polityce".
Sprawa Gilowskiej zyskała największy rozgłos. Płyną z niej też istotne wnioski. Wbrew woli kierownictwa IPN i większości posłów - jedynie utrzymanie procedury karnej w postępowaniach lustracyjnych daje szanse na ustalenie prawdy i skali ewentualnej winy. Sąd karny jest zobowiązany do aktywnej roli w procesie - stąd łatwiej mu ustalić faktyczny przebieg wydarzeń - informuje "Polityka".
Tygodnik dodaje, że dodatkowym problem zdaje sie być też niekonstytucyjność projektu. Jest niemal pewne, że opozycja po uchwaleniu ustawy odda ją do Trybynału Konstytucyjnego. Lista niekonstytucyjnych rozwiązań proponowanej ustawy jest długa. Projekt kłóci się z zasadą równości wobec prawa, domniemaną zasadą niewinności, prawem wyborczym, czy wolnością działalności gospodarczej.
Sami bracia Kaczyńscy dostrzegają mielizny w koncepcji autorstwa swych młodszych kolegów. Ciężko im jednak będzie wytłumaczyć swoim wyborcom sceptyczne podejście do ustawy lustracyjnej. Mimo spodziewanych lustracyjnych ustępstw PiS stara się podtrzymyć wizerunek partii walczącej z dawnym ustrojem. Używana jest do tego idea dekomunizacji, czyli zakazu pełnienia funkcji publicznych przez byłych funkcjonariuszy PRL - tłumaczy tygodnik.
Więcej na ten temat w "Polityce".
"Polityka"/mn/jędras
