W wywiadzie dla dziennika "Polska" mówi, że praca nad tym była dla niej rodzajem terapii. Podkreśla, że Andrzej Przewoźnik chciał, aby ta książka się ukazała. "Nie nazwę jej pomnikiem, ale jest dziełem pośmiertnym męża, zwieńczeniem lat intensywnej pracy poświęconej badaniom tej sprawy" - mówi Jolanta Przewoźnik.
Podkreśla, jej mąż poświęcał pracy nad książką wieczory i noce. "Siadał po godzinie 22, ślęczał do drugiej w nocy. To był dla niego czas wyciszenia i skupienia. Kładł się po drugiej w nocy, a o czwartej już wstawał, bo nie mógł spać, i znów szedł pracować" - opowiada Jolanta Przewoźnik.
Wdowa po Andrzeju Przewoźniku mówi, że potrzeba książki o Katyniu, która byłaby kompendium wiedzy, dojrzewała w nim przez lata. "Miał styl pracy historyka-detektywa. Umiał łączyć fakty, szukać dokumentów, znajdować ślady do następnych faktów, zdarzeń, osób. Bardzo chciał, żeby ta książka wyszła w 70. rocznicę zbrodni katyńskiej" - mówi Jolanta Przewoźnik w rozmowie z "Polską". Dodaje, że zdążył przed śmiercią złożyć ją w wydawnictwie, a jeszcze na początku kwietnia prowadził rozmowy z wydawcą.
Jolanta Przewoźnik podkreśla, że Katyń stał jej, bardzo osobistym, symbolem. "Nie należę do Rodzin Katyńskich, ale wszystkie te rodziny są mi bardzo bliskie i czuję się z nimi związana" - mówi wdowa po Andrzeju Przewoźniku dziennikowi "Polska".
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/"Polska"/kry/pbp