W Afganistanie nadal będą ginąć polscy żołnierze. Naszemu kontyngentowi brakuje bowiem rozpoznania i ludzi - twierdzą polscy wojskowi w rozmowie z "Polską".
Żołnierze, którzy stacjonowali w Afganistanie, anonimowo zdradzają gazecie, że brakuje nam sił i środków na samodzielne kontrolowanie Ghazni, jednej z najbardziej niebezpiecznych prowincji w tym kraju. Wojskowi nie chcą tego przyznać oficjalnie, bo - jak czytamy w artykule - sytuacja w armii jest tak napięta, że nikt z czynnych żołnierzy nie odważy się oficjalnie oceniać kiepskiego stanu wyposażenia ani zbyt ambitnych zadań, postawionych naszym siłom w Afganistanie.
Żołnierze twierdzą, że decyzja o przejęciu przez Polaków kontroli nad Ghazni była raczej decyzją polityczną. "Chodziło tylko o to, żeby zawiesić tam biało-czerwoną flagę i pokazać Amerykanom, jacy jesteśmy aktywni" - mówi w rozmowie z dziennikiem jeden z wysokich rangą oficerów. "Do kontrolowania tej prowincji potrzeba nie dwóch, a sześciu tysięcy żołnierzy i odpowiedniego sprzętu rozpoznawczego" - powiedział natomiast "Polsce" generał Waldemar Skrzypczak, który do niedawna pełnił funkcję dowódcy Wojsk Lądowych. Generał podał się do dymisji po tym, jak udzielił krytycznych wypowiedzi dla mediów, odnośnie funkcjonowania polskiej administracji wojskowej.
"Polska"/man/Siekaj
