O ósmej rano czasu warszawskiego Rosjanie rozpoczęli przesył gazu na Ukrainę. Paliwo miało trafić na Bałkany, do Mołdawii i Turcji. Kilka godzin później szef Naftohazu Oleh Dubyna oświadczył, że nie jest w stanie zrealizować tego żądania, bowiem nie odpowiada mu trasa, którą zaproponował Gazprom. Jego zdaniem, przesyłanie gazu tą trasą oznaczałaby pozostawienie bez tego paliwa obwodów odesskiego, donieckiego, ługańskiego i części dniepropietrowskiego.
Według prezydenta Wiktora Juszczenki, żeby w przyszłości uniknąć takiej sytuacji, należy podpisać dodatkowe porozumienie techniczne z Rosją. Kijów chciałby, aby pomogła w tym Komisja Europejska.
Rosjanie nie odpowiadają na te apele. Wiceszef Gazpromu Aleksandr Miedwiediew twierdzi, że jego firma nie ma prawa tłoczyć gazu przez inną stację niż Sudża, gdzie rano odkręcono kurki. Dodał, że obecna sytuacja jest kolejnym argumentem dla budowy gazociągów omijających Ukrainę - rurociągów północnego i południowego.
Jutro prawdopodobnie sytuacja się powtórzy, ponieważ Rosjanie zapowiedzieli, że znów będą chcieli przesłać gaz do Mołdawii, Turcji, na Bałkany i na Słowację.