Decyzję o utajnieniu sąd podjął jeszcze przed rozprawą na wniosek kobiet, które zostały poszkodowane przez Simona M. Grozi mu do dziesięciu lat pozbawienia wolności.
Wejście do sali sądowej na warszawskim Bemowie zostało odgrodzone od dziennikarzy. Policja sądowa postawiła ławki i barierki, a świadkowie zostali doprowadzeni bocznym wejściem. Wchodząc na salę rozpraw Simon M. krzyknął do zgromadzonych przed wejściem dziennikarzy: "Jestem niewinny, nikogo nie zaraziłem!"
Obrońca oskarżonego Mikołaj Pietrzak powiedział, że sprawa jego klienta jest wyjątkowa. Polskie sądy jeszcze nie rozstrzygały podobnej sprawy, dlatego - jak zaznaczyl - nie chce mówić o szczegółach. Adwokat podkreślił jednak, że w pełni popiera wniosek o utajnienie procesu, ze względu na intymne szczegóły zeznań poszkodowanych kobiet. Zapowiedział też, że będzie wnioskował o udział w procesie biegłego tłumacza, gdyż - jak wyjaśnił - jego klient nie zna dobrze języka polskiego. Z kolei, Roman Giertych, pełnomocnik jednej z pokrzywdzonych kobiet zapowiedział, że będzie wnosił o zmianę kwalifikacji prawnej czynu na usiłowanie zabójstwa.
Simon M., uchodźca polityczny z Kamerunu, prezes Stowarzyszenia Uznanych Uchodźców w Polsce, został oskarżony przez prokuraturę o świadome zakażenie 11 kobiet wirusem HIV oraz o narażenie jednej z kobiet na zarażenie wirusem. Co najmniej od 2004 roku, wiedząc o chorobie na którą cierpiał prawdopodobnie od 8 lat, utrzymywał z nimi kontakty seksualne. Prokuratura podejrzewa, że zarażonych kobiet może być więcej. Simon M. nie przyznał się do zarzutów.
Afera wybuchła w styczniu 2007 roku. Po opublikowaniu w prasie informacji pochodzących od zarażonych przez niego kobiet, Simon M. został aresztowany.