Dorn podkreśla, że nie jest żart, ale rzecz bardzo poważna. Wyjaśnia, że chciał dotrzeć do "grupy docelowej - ludzi wykształconych, których wykorzeniła rewolucja oświatowa". Mówiąc o słowie "wykształciuch" marszałek wyjaśnił, że gdyby próbował opisać zjawisko dłuższym wywodem natury historyczno-socjologicznej, to nikt nie zwróciłby na niego uwagi. Użył natomiast polskiego odpowiednika rosyjskiego słowa "inteligenczestwo" i sprawa stała się głośna. "Wykształciucha" Dorn definiuje jako tego, kto uzyskał wyższe wykształcenie niezależnie od korzeni, kto zauważa, że współczesne polskie społeczeństwo i gospodarka są oparte na kompetencjach i wiedzy i dla kogo liczy się tylko on sam. Cała rozmowa z Dornem w "Rzeczpospolitej".
"Rzeczpospolita"/Siekaj