"Parytety nie gwarantują, że w szacownych gremiach zasiądą najlepiej przygotowane kobiety. Ten system bardzo szybko doprowadzi do sytuacji, w której promowane będą osoby nie tyle wybitne, ale statystycznie przydatne w procentowym reprezentowaniu określonej płci" - zauważają sygnatariuszki listu otwartego.
Zwracają uwagę, że dyskryminacja kobiet w Polsce wspierana jest głównie siłą stereotypów i obyczajów. I przypominają, że polskie kobiety nie musiały zaciekle walczyć z polskimi mężczyznami o równouprawnienie tak, jak kobiety w wielu europejskich państwach. Dziedziczyły ziemię i majątki, a prawa wyborcze otrzymały już w 1918 roku, czyli wcześniej niż kobiety w Stanach Zjednoczonych, Anglii, Francji, Szwajcarii.
"Także nasza ocena wspóczesności, dokonana wedle merytorycznych, a nie tylko statystycznych wskaźników, prowadzi nas do wniosku, że kobiety w Polsce nie są dyskryminowane" - stwierdzają sygnatariuszki listu. Wskazują, .że przyczyny niedoreprezentowania kobiet w różnych gremiach w życiu społecznym, politycznym czy naukowym tkwią w braku realnej polityki prorodzinnej państwa, umożliwiającej łączenie ról rodzicielskich i zawodowych.
"I kwestia najważniejsza i zarazem kluczowa - czytamy - wprowadzenie parytetu w radach naukowych jest dla kobiet obraźliwe, bowiem w istocie rzeczy kwestionuje ich możliwości intelektualne i zdolności do zajęcia miejsca w radach bez otrzymania dodatkowych >>punktów<< o pozamerytorycnym charakterze".
Pod listem podpisały się m.in. prof. Barbara Fedyszak-Radziejowska, Maria Przełomiec i Krystyna Mokrosińska. Można także złożyć swój podpis, list jest pod adresem internetowym rp.pl/opinie.
IAR/Rzeczpospolita/ab