"Jeśli przyjąć, że te informacje są prawdziwe, to może mieć kolosalne znaczenie z punktu widzenia decyzji, jakie podejmowali piloci, podchodząc do lądowania" - mówi gazecie pełnomocnik rodzin ofiar katastrofy mecenas Rafał Rogalski. Eksperci, z którymi rozmawiała "Rzeczpospolita", oceniają te informacje jednak bardziej sceptycznie.
Zdaniem pilota cywilnego i eksperta sejmowej komisji kapitana Roberta Zawady, jeżeli nawet były rozbieżności w odległościach rozmieszczenia radiolatarni, to nie powinny mieć wpływu na przyczyny katastrofy. "Zresztą różnica 650 metrów nie miałaby dużego znaczenia dla decyzji o lądowaniu. Piloci tupolewa, nawet jeśli nie widzieli radiolatarni, to musieli wiedzieć, że mają do niej jeszcze kilkaset metrów. Ale tak czy inaczej nie powinni schodzić poniżej 100 metrów, jeśli nie widzieli pasa" - mówi kapitan Zawada "Rzeczpospolitej".
Z informacji gazety sprzed kilku tygodni wynika, że jedna z radiolatarni mogła być niesprawna i wysyłać przerywany sygnał.
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/"Rzeczpospolita"/kry/ab