Przeróżne komitety, stowarzyszenia, liczne grupy "Ujawnić prawdę!", badacze na wyższych uczelniach czy pojedynczy działacze podziemia publikują setki nazwisk TW oraz samych agentów. Tę społeczną lustrację argumentują brakiem zdecydowanych kroków państwa w tej sprawie - donosi dziennik. W ustalaniu osób, które współpracowały z władzami PRL pomagają im IPN-owskie akta, które często udostępniają im pokrzywdzeni przez bezpiekę. Po przestudiowaniu akt byli opozycjoniści zamieszczają listy agentów na stronach internetowych.
Jak czytamy w artykule - masowo lustrują także związkowcy z dużych zakładów, wśród nich działacze z Huty Sendzimira w Krakowie, KGHM Polska Miedź SA czy tyskiej fabryki Fiat Auto Poland.
Ponadto wielu pokrzywdzonych ustala nazwiska agentów SB na własną rękę - pisze "Rzeczpospolita". Po jednym z takich prywatnych śledztw powołano specjalną grupę historyków, która ma zbadać esbecką inwigilację Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podobne grupy badawcze utworzono także na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, czy Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie - podaje dziennik.
Obywatelska lustracja nie zna granic. Jak donosi "Rzeczpospolita" grupa lustracyjna działająca w Australii wystąpi do IPN o sprawdzenie, czy wśród tamtejszej polonii nie było TW wysłanych przez komunistów by szpiegować za granicą. Pod apelem australisjkiej polonii podpisali się także Polacy z Anglii, USA, Kanady i Niemiec. W tych krajach również zaczynają tworzyć się grupy lustracyjne - czytamy w "Rzeczpospolitej".
"Rzeczpospolita"/mn/dabr