Premier mówił, że podniesienie wieku emerytalnego jest koniecznością i wynika z bezspornych "faktów demograficznych". "Możemy przegłosować w referendum, że nie podnosimy wieku emerytalnego, ale nie przegłosujemy w referendum długości życia człowieka" - stwierdził premier i zarzucił demagogię krytykującym projekt rządu
Premier Tusk tłumaczył, że istotą ustawy jest zagwarantowanie możliwości wypłacania w ogóle emerytur przy prognozowanych zmianach demograficznych. Dodawał, że rządowa reforma nie gwarantuje wysokich świadczeń, lecz jest wstępem do zagwarantowania emerytur w ogóle. Premier mówił, że jest przeciwko referendum, gdyż pewnych spraw ono nie powinno dotyczyć. Zwracając się do przewodniczącego Solidarności Piotra Dudy powiedział, że wstydziłby się podejmować na jego miejscu "tak łatwych zadań" jak referendum w sprawie emerytur. "Myślę że nie po to pana wybierano na szefa Solidarności , żeby pan się podejmował zadań, które właściwie jest zdolny wykonać każdy pętak, bo to jest najprostsze co może być" - powiedział premier. Po tych słowach na sali sejmowej odezwały się głosy oburzenia. W odpowiedzi na to marszałek Sejmu Ewa Kopacz ogłosiła przerwę w obradach Sejmu i zwołała Konwent Seniorów. Chwilę później szef Solidarności mówił, że nie czuje się obrażony. Zaznaczył jednak, że inaczej czują się ci, którzy pod
wnioskiem o referendum się podpisali.
Referendum, o które apeluje Solidarność, dotyczy rządowego planu zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 67 lat. Wczoraj koalicja uzgodniła, że projekt trafi na posiedzenie rządu za trzy tygodnie. Oprócz zrównania wieku emerytalnego rządowa reforma zakłada wprowadzenie emerytur cząstkowych. Kobiety będą mogły na nie przechodzić w wieku 62 lat, a mężczyźni - 65. Ta emerytura będzie finansowana z własnego kapitału emerytalnego. Wymogiem jej otrzymania będzie przepracowanie 35 lat w przypadku kobiet i 40 w przypadku mężczyzn. Świadczenie cząstkowe będzie można łączyć z pracą, jednak pobieranie go będzie oznaczało niższą emeryturę po 67. roku życia.
IAR
