Opozycja za odwołaniem ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, koalicja - za pozostawieniem go na stanowisku. W Sejmie odbyła się debata nad wnioskiem o odwołanie szefa resortu zdrowia. Głosowanie jutro.
Jak argumentował w imieniu wnioskodawców poseł PiS Bolesław Piecha, sytuacja w służbie zdrowia jest katastrofalna. Przytaczał też oficjalne, ministerialne dane. Wynika z nich, że wydłużają się kolejki oczekujących na specjalistyczne porady medyczne - w ciągu roku rządów Bartosza Arłukowicza przeciętnie o dwa tygodnie. "Cóż to jest wobec siedmioletniego czekania na endoprotezę" - ironizował poseł. Zarzucił też ministrowi, że szpitale znów zaczęły się szybko zadłużać, a decyzje dotyczące refundacji leków były chybione.
O jak najszybsze odwołanie Arłukowicza apelował przemawiający w imieniu klubu PiS Mariusz Błaszczak, który nazwał ministra "likwidatorem publicznej służby zdrowia". Piotr Chmielowski z Ruchu Palikota wzywał Bartosza Arłukowicza, by sam podał się do dymisji, podobnie jak Kazimierz Ziobro z Solidarnej Polski, który krytykował go za administracyjny chaos w służbie zdrowia. Wniosek o odwołanie szefa resortu zdrowia poprze także SLD - poseł Jacek Czerniak w imieniu klubu o dłuższych kolejkach do specjalistów, droższych lekach i wykluczaniu starszych pacjentów.
Bartosza Arłukowicza broniły kluby PO i PSL. Elżbieta Radziszewska z PO wskazywała na brak merytorycznych przesłanek do odwołania ministra. Z kolei Jan Bury z PSL wyliczał sukcesy resortu, między innymi wprowadzenie systemu elektronicznej weryfikacji pacjentów eWUŚ.
Sam Bartosz Arłukowicz odpowiadał, że składając wniosek o jego odwołanie opozycja wykorzystuje pacjentów do gry politycznej i podsyca ich obawy. Odpierał też, że rząd zaniedbuje leczenie dzieci. Zwracając się do Bolesława Piechy, wiceministra zdrowia w rządzie PiS, mówił, że obecny rząd daje na leczenie więcej pieniędzy, niż poprzedni.
Głosowanie nad wnioskiem PiS zaplanowano na jutro. Początek bloku głosowań zaplanowano na godz. 9.00.
IAR