Pułkownik Rzepa powiedział jedynie, że ekspertyza będzie zapisem tego, co działo się w kabinie Tu-154M przed katastrofą. "To będzie taki stenogram, jak te opracowane wcześniej przez rosyjską komisję MAK i polską pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera" - wytłumaczył rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Dodał, że wcześniejsze ekspertyzy nie były robione pod kątem potrzeb prokuratorów prowadzących śledztwo smoleńskie, stąd uznano, że potrzebna jest jeszcze jedna, bardziej szczegółowa opinia.
"Rzeczpospolita" w swojej publikacji twierdzi, że ustalenia krakowskich biegłych podważają jedną z ważnieszych tez, jaką dotychczas formułowały zarówno rosyjska, jak i polska komisja badające przyczyny katastrofy. Obie instytucje słowa z kokpitu przypisywały generałowi Błasikowi i mówiły, że odczytywał dane z urządzeń w samolocie. Sugerowały też, że obecność Dowódcy Sił Powietrznych w kabinie nie pozostawała obojętna dla załogi.
Zdaniem szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych pułkownika Edmunda Klicha, doniesienia prasowe mówiące, że w kokpicie odzywał się drugi pilot, a nie generał Błasik, jeszcze niczego nie dowodzą. Były polski akredytowany przy MAK przypomniał, że Andrzej Błasik w kabinie był, bo ustalili to Rosjanie w czasie sekcji zwłok i miejsca, w jakim znaleziono ciało generała.
Dla Edmunda Klicha odkrycie, że to nie generał Błasik odczytywał wysokość z urządzeń pokładowych - jeśli oczywiście potwierdzą się doniesienia gazety - nie dziwią, ponieważ dotychczasowe stenogramy były odczytywane "na ucho", a krakowscy biegli zrobili je posługując się nowoczesnym sprzętem.
Były akredytowany przy rosyjskiej komisji MAK przypomniał też, że podstawą wcześniejszego uznania, iż słowa w kokpicie wypowiadał generał Błasik, było rozpoznanie w Moskwie jeszcze w 2010 roku głosu generała przez jego znajomego. Edmund Klich zaznaczył również, że osobiście wielokrotnie radził, żeby z ostatecznym przypisaniem danych słów generałowi poczekać do ostatecznego odczytu nagrań z czarnych skrzynek.
Pułkownik Klich powiedział też, że jego zdaniem obecność Dowócy Sił Powietrznych w kabicie samolotu jednak miała wpływ na zachowanie załogi. "Jak moja żona stoi za mną, a ja piszę na komputerze, to nie czuję się dobrze, komfortowo" - mówił szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Edmund Klich pytany o ewentualne wzmowienie prac przez polską komisję powiedział, że dziś nie ma takich podstaw. "Trzeba przeanalizować całą ekspertyzę, jaką krakowscy biegli zrobili dla prokuratury wojskowej" - wyjaśnił Edmund Klich.
IAR