"Wielokrotnie rozmawiałam z dyrektorem Englertem o kolizji terminów i prosiłam go, żeby mi pomógł w załatwieniu tej sprawy. Można było zmienić godzinę albo datę spektaklu, czy też ustanowić zastępstwo, były wcześniej takie przypadki" - przekonywała w sądzie Szapołowska. Powiedziała też, że dyrekcja dwukrotnie odwołała przedstawienia, np. kiedy żona Englerta, aktorka Beata Ścibakówna, występowała w telewizyjnym show.
Englert oświadczył, że zastępstwo to rzecz wyjątkowa, dlatego teatr decyduje się na to w wypadkach losowych. Dodał, że nieprzyjście aktora na spektakl to "precedens w skali polskiego teatru". Według niego, Szapołowska nie zwracała się do niego na piśmie o zgodę na swój udział w telewizyjnym show "Bitwa na głosy", a producent programu zrobił to za późno.
"Zasadą jest, że na dwa miesiące przed spektaklem nie dokonuje się już żadnych zmian i nie ma od tego wyjątków" - mówił. Dodał, że "do samego końca" wierzył, że aktorka jednak przyjdzie do teatru. "Dobrze wiedziała, że inny wybór będzie oznaczał dyscyplinarne konsekwencje" - podkreślił Englert. Ujawnił też, że niektórzy aktorzy z obsady "Tanga" po tym zdarzeniu nie chcieli już grać z Szapołowską i żądali odwołania następnych spektakli.
Kolejna rozprawa w tej sprawie odbędzie się 18 stycznia. Wtedy też będą zeznawać pierwsi świadkowie.