Sprawa rosyjskiego samolotu szpiegowskiego, który latem ubiegłego roku podpatrywał ćwiczenia polskiego wojska, rodzi pytania o bezpieczeństwo naszej strefy powietrznej.
Jak napisała _ Gazeta Wyborcza _, do zdarzenia doszło w okolicach poligonu w Wicku Morskim koło Ustki. Wówczas nasza armia ćwiczyła strzelanie rakietowe.
Szef BBN Aleksander Szczygło uważa, że sprawa jest dziwna. Jak tłumaczy, Traktat o Ograniczeniu Sił Konwencjonalnych w Europie, którego stroną jest również Rosja, przewiduje możliwość monitorowania przez wszystkie państwa tego układu wszelkiej większej aktywności militarnej, w tym ćwiczeń.
Wówczas Rosjanie, zamiast wysyłać szpiegowski samolot, mogliby wysłać swoich obserwatorów, którzy mogą monitorować sytuację. Nie wiem po co wysyłają samolot szpiegowski, to pytanie do strony rosyjskiej - dodaje Szczygło. Jego zdaniem w tej sprawie powinien się wypowiedzieć rosyjski ambasador.
Tymczasem rzecznik rządu Paweł Graś zapewnia, że nasza przestrzeń powietrzna jest bezpieczna. Według niego to, że loty szpiegowskie się zdarzają to normalna rzecz. Graś dodaje, że wywiad i kontrwywiad wojskowy i cywilny czuwają, by polskie tajemnice nie przedostawały się w niepowołane ręce.
Również wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński z SLD nie widzi powodów do niepokoju. Mamy rozpoznanie, radary, samoloty i dobrze wyszkolonych pilotów. Każdy, kto naruszy naszą przestrzeń powietrzną spotka się z właściwą reakcją - podkreśla polityk.
Jak pisała gazeta wojsko podejrzewało, że może być obserwowane przez rosyjskie lotnictwo. Już wcześniej zdarzało się, że żołnierze zauważyli na radarach niezidentyfikowany samolot. Tym razem udało się namierzyć intruza. Gdy pilot zorientował się, że jest namierzany przez polski radar, natychmiast odleciał poza jego zasięg.