Do stolicy Tunezji przyjadą nie tylko przedstawiciele krajów arabskich czy europejskich, ale także najważniejsze ugrupowania syryjskiej opozycji na emigracji. "Wszystko w Syrii dzieje się teraz bardzo szybko. Reżim będzie zabijał coraz więcej ludzi i użyje każdej broni, aby zdusić nieprzychylne sobie głosy" - argumentuje Ahmed Almoli ze Związku Społeczeństwa Obywatelskiego Syrii. Niewykluczone, że część syryjskiej opozycji będzie domagać się zbrojnej interwencji w ich kraju, choć wspólnota międzynarodowa na razie się na to nie zdecyduje.
Uczestnicy spotkania prawdopodobnie zażądają od syryjskiego prezydenta utworzenia korytarza humanitarnego, tak aby międzynarodowa pomoc dotarła do najbardziej poszkodowanych w walkach, przede wszystkim do mieszkańców bombardowanego od trzech tygodni miasta Homs. "Mamy nadzieję usłyszeć obietnice natychmiastowej pomocy dla Syryjczyków trzymanych za gardło przez Assada. Chcemy też wywrzeć dyplomatyczną presję na Damaszek" - mówiła wczoraj w Londynie amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton.
Rosja nie weźmie udziału w spotkaniu, bo jak mówi, do Tunisu nie zaproszono syryjskich władz. Chiny twierdzą z kolei, że nie dostały zaproszenia na spotkanie. Wśród uczestników dyskusji będzie polski wiceminister spraw zagranicznych Jerzy Pomianowski.
Organizacje praw człowieka oceniają, że w trwającym od niemal roku konflikcie w Syrii zginęło co najmniej 7,5 tysięcy osób. Syryjska opozycja domaga się ustąpienia prezydenta Baszara al-Assada. Syryjskie wojsko krwawo pacyfikuje demonstracje, a od kilku miesięcy konflikt przeradza się w wojnę domową.
IAR