Jarosław Gowin z PO tłumaczy tę propozycję próbą uporządkowania przepisów. Przypomina, że od godziny 8.00 głosujemy w wyborach samorządowych. Dodaje, że chodzi o ułatwienie uczestniczenia w wyborach przez wydłużenie czasu otwarcia lokali wyborczych.
Oburzeni propozycją są politycy PiS. Krzysztof Putra krytykuje próby zmiany ordynacji na kilka miesięcy przed wyborami. "Oczekiwałbym od Donalda Tuska zachowań męża stanu, a nie zachowań drobnego cwaniaczka" - powiedział wicemarszałek Sejmu. Przypomniał, że część Polaków wstaje rano i po głosowaniu chce zająć się innymi sprawami.
Przeciwny zmienie godzin głosowania jest również Jerzy Szmajdziński z SLD. "Nie wiem czy chodziło o wyeliminowanie tych, którzy chodzą na roraty, czy tych, którzy wyprowadzają pieski" - stwierdził kandydat na prezydenta.
Jarosław Kalinowski z PSL podkreśla, że przyjęcie tego rozwiązania jest w praktyce mało prawdopodobne. Polityk ludowców przypomina orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w podobnej sprawie, które zakazało wprowadzania zmian do ordynacji na pół roku przed wyborami. Dodał, że do kolejnych wyborów pozostało wprawdzie 8 miesięcy, ale jego zdaniem parlament nie zdoła przyjąć zmiany w ciągu dwóch miesięcy.
Władysław Stasiak z Kancelarii Prezydenta również wskazuje, że propozycja została zgłoszona zbyt późno. Według niego, takie zmiany powinno się wprowadzać nie teraz, ale na początku kadencji Sejmu.
Z badań wynika, że proponowana przez Platformę Obywatelską zmiana godzin głosowania byłaby najbardziej niekorzystna dla Lecha Kaczyńskiego. W ostatnich wyborach prezydent otrzymał najwięcej głosów właśnie rano, a wyborcy Donalda Tuska byli aktywniejsi przy urnach wieczorem.