Oba państwa mają tam największe kontyngenty żołnierzy, ale dysproporcja jest widoczna gołym okiem: 70 tysięcy Amerykanów - niespełna 10 tysięcy Brytyjczyków, wiadomo więc, kto będzie dyktował tempo ewakuacji. Przedmiotem rozmowy będzie też wojna domowa w Syrii, program atomowy Iranu i Izrael, który jest gotów zbombardować irańskie instalacje nuklearne.
Ale wczorajszy dzień był w całości poświęcony fetowaniu Camerona przez Obamę. Już rano w Washington Post ukazał się ich wspólny artykuł, w którym pisali o "specjalnych stosunkach", wspólnocie losów i wzajemnym zaufaniu. Potem witano Camerona niemal jak głowę państwa, którą przecież nie jest. Barack Obama zabrał go później do Dayton w Ohio prezydenckim Boeingiem - czego nie zaproponował dotąd żadnemu zagranicznemu gościowi.
Polecieli wprawdzie tylko na mecz koszykówki, ale było to pierwsze spotkanie marcowego sezonu rozgrywek uniwersyteckich, oglądane przez dziesiątki milionów amerykańskich telewidzów. Brytyjskie media realistycznie oceniają, że większość z nich nie miała jednak pojęcia, kto to siedzi na trybunie obok Obamy.
IAR