W serii tych depesz padają opinie, że Łukaszenka wyraźnie "dziwaczeje" i "zdradza objawy braku równowagi psychicznej". Dyplomaci cytują słowa prezydenta, że "opozycja musi się spodziewać guza, skoro atakuje OMON" i że na Białorusi nie ma więźniów politycznych, a do opozycji wstępują zwykli kryminaliści, żeby sobie przypiąć etykietkę prześladowanych. Inna depesza przytacza przechwałki Łukaszenki, że w wyborach 2006 roku tak naprawdę zdobył 93% głosów, a obniżył ten wynik do 86% tylko na użytek Zachodu.
Amerykańscy dyplomaci donosili też Departamentowi Stanu o osobistej fortunie Łukaszenki obliczanej na 9 miliardów dolarów, co znacznie przebija wszystkich białoruskich oligarchów. Inny częsty temat tych depesz, to drażliwe stosunki Łukaszenki z Rosją, w tym jego potępienie rosyjskiej wojny z Gruzją i obawy o bezpieczeństwo dostaw ropy i gazu. "Guardian" dodaje jednak, że podczas wizyty w Moskwie 9. grudnia Aleksander Łukaszenka załatwił ten problem i najwyraźniej otrzymał namaszczenie Kremla, bo zapowiedział "zdecydowane zmiany polityczne, ale nie zmianę władzy na Białorusi".