Reporterzy tygodnika wybrali się na Fiumicino dwukrotnie. Okazało się, że przez ponad dwie godziny - od pierwszej w nocy do wpół do czwartej nad ranem - lotnisko pozostawało niestrzeżone. Bez trudu można było dostać się do biur lotniska i skorzystać z tamtejszych komputerów.
Dziennikarze zaryzykowali nawet uruchomienie taśmy transportowej, czemu towarzyszy sygnał dźwiękowy, ale i tu nie było żadnej reakcji. Napisali, że w nocy port Leonardo da Vinci jest wielkim samoobsługowym lunaparkiem. Korzysta z niego regularnie i bezkarnie grupa bezdomnych, ale każdej chwili mogliby również terroryści.