Dzieje obrazu przypomina na łamach dziennika "Il Sole-24 Ore" Silvia Danesi Squarzina, zajmująca się od lat zbiorami rzymskiego rodu Giustiniani, dla którego Caravaggio namalował w sumie piętnaście płócien. Pięć z nich zachowało się, trzy spłonęły w Berlinie w 1945, pozostałe uznano za zaginione. Należał do nich także portret św. Augustyna, do momentu, gdy przed rokiem poproszono włoską specjalistkę o ekspertyzę w sprawie właśnie tego obrazu. Rozpoznanie w nim pędzla włoskiego artysty nie nastręczało większych trudności, dodatkowo zaś na odwrocie płótna znalazła etykietę, potwierdzająca jego pochodzenie.
Hiszpański nabywca zanotował w swoim języku, że obraz kupił od markiza Recanelli - spadkobiercy dóbr rodu Giustinianich - który mieszkał przy Via del Governo Vecchio w Rzymie. Nie ulega więc wątpliwości, że chodzi o oryginał. Św. Augustyna zobaczyć będzie można niebawem na wystawie Caravaggia w Ottawie w Kanadzie