Wyjaśnienia składa kapitan, który w czasie tragicznych wydarzeń w Nangar Khel był oficerem operacyjnym w TOC-u, miejscu gdzie planowano wszystkie akcje dla żołnierzy.
Kapitan zeznał między innymi, że 1 batalion, który ostrzelał wioskę, nie dostał rozkazu kierowania ognia w stronę zabudowań. Z relacji świadka wynika, że na odprawie w TOC-u żołnierze wyjeżdżający w ramach QRF, czyli sił szybkiego reagowania, byli poinformowani, że nie wolno strzelać w stronę wiosek. Byli - jak powiedział kapitan - szkoleni w tym zakresie od początku misji.
Świadek oświadczył również, że nie było planowane strzelanie z moździerza 60 mm. Dowódca operacji - kapitan Olgierd C. - przewidział jedynie "demonstrację siły" z moździerza 98 mm. Ogień na pokaz - jak zeznał świadek - miał być skierowany na wzgórza.
Ze słów kapitana wynika też, że już w drodze na miejsce akcji patrol dowodzony przez porucznika Łukasza Bywalca - jednego z oskarżonych - nie kontaktował się z TOC-iem. Kapitan Olgierd C. próbował wywołać Bywalca przez telefon satelitarny i system AFTS, ale bezskutecznie - zeznał świadek. W końcu udało się dodzwonić do Bywalca i - jak powiedział kapitan - było już wtedy wiadomo, że żołnierze ostrzelali wioskę i że są zabici oraz ranni.
Sędziowie chcą jeszcze dziś przesłuchać kolejnego świadka. W sumie w tej sprawie ma zeznawać ponad sto osób.
Wczoraj zeznawało pierwszych trzech świadków. Wszyscy potwierdzili, że nie słyszeli, żeby kapitan Olgierd C. wydał w trakcie odprawy rozkazu ostrzelania Nangar Khel. O to między innymi oskarża go prokuratura.