Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

12 sierpnia rozstrzygnięcie sporu córki Cimoszewicza z "Wprost" o 5 mln dolarów

0
Podziel się:

12 sierpnia zapadnie decyzja w precedensowej sprawie o uznanie przez polski
sąd wyroku sądu w USA, który zasądził 5 milionów dolarów odszkodowania od "Wprost" za zniesławienie
Małgorzaty Cimoszewicz-Harlan, córki b. premiera Włodzimierza Cimoszewicza.

12 sierpnia zapadnie decyzja w precedensowej sprawie o uznanie przez polski sąd wyroku sądu w USA, który zasądził 5 milionów dolarów odszkodowania od "Wprost" za zniesławienie Małgorzaty Cimoszewicz-Harlan, córki b. premiera Włodzimierza Cimoszewicza.

Uznanie wyroku sądu z Chicago oznaczałoby konieczność zapłaty tego odszkodowania - normalnego w USA, a niespotykanego w medialnych procesach w Polsce.

W czwartek strony poinformowały Sąd Okręgowy w Warszawie o fiasku rozmów ugodowych wnioskodawczyni z b. wydawcą "Wprost". Sąd zamknął sprawę i wysłuchał końcowych mów stron.

Adwokaci wnioskodawczyni wnieśli o uznanie wykonalności wyroku z USA, bo ma to "ważki wymiar dla standardów prasowych w Polsce wobec powszechnego obiegu informacji i odpowiedzialności za słowo". Prawnicy b. wydawcy tygodnika i jego b. naczelnego Marka Króla uważają, że wyrok nie powinien być uznany, bo "stwarza zagrożenie dla wolności mediów". Według nich prawo polskie kwestionuje takie odszkodowania, które nie mogą być wzbogaceniem, a tylko "odpowiednim naprawieniem szkody, której tu nie było". "To sprawa jak z Kafki" - mówili.

Proces w USA dotyczył artykułu tygodnika z 2005 r. pt. "Konspiracja Cimoszewiczów". Autor Jan Fijor oskarżył w nim mieszkającą w USA córkę Cimoszewicza i jej rodzinę o rzekome nadużycia finansowe w związku z zakupem za pośrednictwem ojca akcji PKN Orlen. W 2005 r. Cimoszewicz-Harlan i jej mąż Russell Harlan zaskarżyli "Wprost" - początkowo do sądu w Karolinie Południowej, gdzie mieszkają, a następnie do sądu w Chicago. W 2009 r. media podały, że ława przysięgłych w Chicago orzekła, że informacje tygodnika były nieprawdziwe i znieważyły powodów. Zasądzono 5 mln dolarów odszkodowania.

Po informacji o tym w polskich mediach wskazywano, że tak wysokie odszkodowanie oznaczałoby ruinę pisma. Podkreślano, że by przełożyć wyrok zagranicznego sądu na polski system prawny, trzeba wszcząć postępowanie o uznanie wykonalności wyroku w Polsce; nie dotyczy ono już meritum sporu, tylko kwestii formalnych. Strona, dla której wyrok był niekorzystny, zwykle dowodzi przed polskim sądem, iż obcy sąd nie miał tzw. legitymacji prawnej do rozpatrzenia sporu i dlatego jego wyrok nie może być uwzględniony. Do czasu decyzji polskiego sądu zagraniczny wyrok nie jest wykonalny.

Wnioskodawczyni (której nie było w sądzie) wnosi o nadanie klauzuli wykonalności całemu wyrokowi z USA. Jej pełnomocnik mec. Maciej Jóźwiak mówił na poprzedniej rozprawie wiosną tego roku, że rysuje się szansa na jej ugodę z Agencją Wydawniczo-Reklamową Wprost (ówczesnym wydawcą pisma). Adwokat dodawał, jest szansa na "zaspokojenie roszczeń" jego mocodawczyni. Drugi uczestnik postępowania Marek Król oświadczył, że nie widzi możliwości ugody i nie przyłączył się do rozmów ugodowych.

W czwartek strony poinformowały, że nie dały one rezultatu. "Nie złożono satysfakcjonującej propozycji dla państwa Cimoszewicz-Harlan" - mówiła adwokatka wnioskodawczyni. "Propozycje państwa Cimoszewicz-Harlan nie spotkały się z akceptacją AWR" - przyznał adwokat AWR.

B. recepcjonistka "Wprost" Magdalena L. zeznała, że nie pamięta czy w 2006 r. odbierała jakąś korespondencję od sądu w USA. Dodała, że "wydaje się jej", iż podpisy na potwierdzeniach odbioru z akt sprawy pochodzą od niej, a taką pocztę wkładała zawsze do przegródki dla prawników pisma. Zwróciła uwagę, że przybijała też pieczątkę - na tych pokwitowaniach jej nie ma. "Do recepcji dostęp miał każdy" - dodała.

Adwokaci AWR wnieśli o zbadanie przez biegłego autentyczności podpisów L. na pokwitowaniach. Sąd oddalił te wnioski jako nie mające znaczenia dla sprawy.

W 2009 r. AWR oświadczyła, że nie otrzymała "żadnej korespondencji procesowej, w związku z tym trudno jest w ogóle ustosunkować się do ewentualnego wyroku, można jedynie przypuszczać, że jakieś kapturowe orzeczenie zapadło w trybie nieznanym europejskiemu wymiarowi sprawiedliwości". Zaznaczono, że wydawca nie otrzymał ani wyroku, ani żadnych pism procesowych z USA.

Król mówił wcześniej PAP, że "to o niego chodzi w całej sprawie". Podkreślał, że powódka nigdy nie zwróciła się o sprostowanie, a od razu poszła do sądu, i to nie w Polsce, lecz w USA. Dodawał, że wynajął w USA adwokata do sprawy w Karolinie Płd., a gdy tam pozew oddalono, był przekonany że to już koniec sprawy. Dlatego ze zdziwieniem przyjął wyrok sądu w Chicago, bo o tej sprawie nigdy nie został zawiadomiony. Król zwrócił uwagę, że autor artykułu nie został pozwany przez powódkę. Dodał, że "odpowiedź jest w IPN" (niedawno publikacja IPN oskarżyła Fijora o współpracę ze służbami specjalnymi PRL - PAP).

Adwokat Króla mec. Paweł Mardas uważa, że wyrok z USA nie może być uznany przez polski sąd, bo jest sprzeczny z zasadami i praktyką sądów w naszym kraju, np. że zasądzone odszkodowanie musi być adekwatne do wyrządzonej szkody. Wnosił o zobowiązanie wnioskodawczyni, by wykazała czy przed sądem w USA podnosiła wyrządzenie jej przez "Wprost" szkody majątkowej i w jakiej wysokości. "Według nas żadnej szkody nie było" - oświadczył. Mec. Jóźwiak replikował, że polski sąd nie ocenia sprawy merytorycznie.

Łukasz Starzewski (PAP)

sta/ bos/ ura/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)