Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

19-20 listopada mowy końcowe w procesie dr. Mirosława G.

0
Podziel się:

Na 19 i 20 listopada sąd rejonowy dla Warszawy-Mokotowa wyznaczył termin
mów końcowych w procesie oskarżonego m.in. o korupcję i mobbing dr. Mirosława G., byłego ordynatora
kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie.

Na 19 i 20 listopada sąd rejonowy dla Warszawy-Mokotowa wyznaczył termin mów końcowych w procesie oskarżonego m.in. o korupcję i mobbing dr. Mirosława G., byłego ordynatora kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie.

Podczas piątkowej rozprawy sędzia Igor Tuleya odczytał z akt zeznania ostatniego świadka złożone w innym procesie w tej sprawie. Ponieważ kobieta nie stawiła się osobiście, obrona wnosiła o jej ponowne wezwanie i przesłuchanie podczas toczącego się procesu. Prokuratura poparła wniosek, a nawet prosiła o rozpatrzenie możliwości doprowadzenia świadka przez policję. Prokurator uzasadnił wniosek obawą, że brak przesłuchania przed sądem może być argumentem dla obrony podczas ewentualnej apelacji.

Prowadzący sprawę sędzia Tuleya odrzucił wnioski, jako prowadzące do wydłużenia procesu. Sędzia uznał, że odczytane zeznania wystarczająco przedstawiają wiedzę świadka w tej sprawie.

Sędzia Tuleya przed wskazaniem terminu mów końcowych uprzedził strony, że w przypadku zarzutów korupcyjnych wobec doktora G. i innych osób sąd może zdecydować o innej kwalifikacji prawnej czynów, niż w akcie oskarżenia.

Proces toczy się od czterech lat - rozpoczął się w listopadzie 2008 r. Akt oskarżenia objął dr. G. i 20 osób wręczających mu "korzyści majątkowe". Proces jest precedensem, jako sprawa o granice między korupcją a powszechnym w polskich szpitalach "okazywaniem wdzięczności" lekarzom przez pacjentów po operacjach.

52-letni dziś dr Mirosław G. został w spektakularny sposób zatrzymany w lutym 2007 r. przez agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego, którzy wyprowadzili go ze szpitala w kajdankach - co pokazano potem w telewizji. "Okazało się, że pan doktor Mirosław G. jest bezwzględnym, cynicznym łapówkarzem. Zebrane w tej sprawie dowody mogą też świadczyć o tym, że mogło też dojść do zabójstwa" - mówił szef CBA Mariusz Kamiński. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro dodawał: "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie".

Sprawa wywołała publiczną dyskusję o "teatralizacji" czynności procesowych i wykorzystywaniu ich w propagandowych celach. Media podały, że CBA nadało jednemu z wątków sprawy kryptonim "Mengele". CBA twierdziło, że nie chciało nikogo tym piętnować.

Prokuratura Okręgowa w Warszawie postawiła G. zarzut zabójstwa pacjenta (miał polecić odłączyć pacjenta od urządzeń wspomagających, bo nie dostał łapówki). Oprócz tego dostał ponad 40 zarzutów korupcyjnych (kwota łapówek miała sięgać w sumie ok. 50 tys. zł) oraz mobbingu wobec personelu. G. został aresztowany przez sąd. W maju 2007 r. sąd zwolnił go z aresztu za 350 tys. zł kaucji. Sąd uznał, że nie ma "dużego prawdopodobieństwa", iż G. miał umyślnie zabić pacjenta - potem prokuratura wycofała ten zarzut.

We wrześniu 2008 r. prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia wobec G. oraz osób, które wręczały mu łapówki. Lekarza oskarżono o 41 przestępstw polegających na przyjęciu korzyści majątkowych od pacjentów lub ich rodzin. Zdaniem prokuratury w kilku przypadkach uzależnił on od łapówki przyjęcie chorego na oddział; w kilkudziesięciu innych po operacjach przyjmował korzyści - było to od kilkuset do 13 tys. zł; dolary, kilkaset euro, złoty sygnet z rubinem.

Inne zarzuty to "uporczywe naruszanie praw pracowniczych personelu medycznego"; znęcanie się nad osobą najbliższą i zmuszanie do "innej czynności seksualnej". G. grozi do 10 lat więzienia.

Oskarżony nie przyznał się do zarzuconych czynów. W śledztwie zapewniał, że nigdy nie warunkował operacji od łapówki. Przyznał, że pacjenci sporadycznie zostawiali mu koperty z pieniędzmi, które on "oddawał na potrzeby szpitala". Mówił, że dostawał "kwiaty, flaszki, obraz" oraz, że "szarpał się" z pacjentami, gdy dawali mu alkohole.

Proces ruszył w listopadzie 2008 r. "Rozumiem intencję aktu oskarżenia, ale wiele razy wskazywałem podczas przesłuchań w prokuraturze, CBA i ABW na zupełnie błędną interpretację dowodów i niektórych zeznań" - mówił G. Dodawał, że w aktach sprawy brak pierwotnej informacji o rzekomych łapówkach, od której CBA zaczęło inwigilowanie go. Mówił, że zaczynem jego sprawy było śledztwo w sprawie rzekomego handlu organami do przeszczepów.

W sądzie odtwarzano tajne nagrania CBA, dokonane sprzętem kontrwywiadu wojska, z gabinetu G. Pokazują one, jak lekarzowi wręczano koperty; na niektórych widać, jak doktor odmawia ich przyjęcia. Obrona mówiła o manipulowaniu nagraniami (jest ich w sumie 500 godzin); CBA twierdziło, że materiałów nie zmanipulowano. Mają one zakłócenia, a głosy są słabo słyszalne.

Pacjenci G. potwierdzali przekazywanie mu pieniędzy, ale nie jako łapówek, lecz jedynie "dowodów wdzięczności" za udane operacje. Podkreślali też, że G. nie żądał od nich pieniędzy. Prokuratura uważa, że wręczanie łapówek lekarzowi przez pacjentów należy traktować, jako przestępstwa "mniejszej wagi", bo działali wobec zagrożenia życia i zdrowia. Wtedy odpowiedzialność sięga do dwóch lat więzienia; za wręczanie łapówek jako takich grozi zaś do ośmiu lat. Dlatego prokuratura nie sprzeciwia się wnioskom o warunkowe umorzenie sprawy, jakie złożyło kilkoro oskarżonych.

G. wygrał proces cywilny wytoczony Ziobrze, który w 2010 r. przeprosił go. Lekarz wygrał też cywilne procesy z "Faktem" i "Super Expressem" za słowa, że G. "zabijał w rządowym szpitalu" i nazwanie go "doktor-śmierć".

Wydanie decyzji o aresztowaniu G. przez asesora, zamiast przez sędziego, było naruszeniem Europejskiej Konwencji Praw Człowieka - uznał w 2011 r. Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Zasądził na rzecz G. 8 tys. euro odszkodowania od Polski. Trybunał nie podzielił innych zarzutów skargi G.; m.in. że naruszono domniemanie niewinności wypowiedzią Ziobry. Trybunał zwrócił uwagę, że Ziobro już go przeprosił.

W 2011 r. prokuratura w oddzielnej sprawie oskarżyła G. o nieumyślne narażenie pacjenta na utratę życia i nieumyślne spowodowanie jego śmierci przez pozostawienie gazy w sercu po operacji. Grozi mu do 5 lat więzienia. Chodzi o sprawę śmierci Floriana M. Przeżył on operację, ale już po jej zakończeniu odkryto, że rolgaza pozostała w sercu pacjenta. Według prokuratora G. miał nie zareagować i dopiero dzień później zdecydować o ponownym operowaniu Floriana M., który po pewnym czasie zmarł. Pozostawienie gazika G. uznał za błąd w sztuce, ale nie przestępstwo.(PAP)

ago/ malk/ mow/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)