190 pracowników zakładów odzieżowych Torpo w Toruniu domaga się od likwidatora wypłaty zaległych wynagrodzeń. Zdesperowane szwaczki wynajęły adwokata, który powiadomił prokuraturę o łamaniu prawa przez likwidatora firmy i złożył wniosek o upadłość zakładu.
Likwidator zakładów odzieżowych Torpo w Toruniu spłacił pod koniec lutego 80 tys. zł zaległości wobec dziesięciu, spośród około 200 zatrudnionych w firmie osób. Pieniądze oddano, gdy zdesperowana grupa pracowników wystąpiła do sądu o upadłość firmy.
"Poinformowałem prokuraturę, że likwidator bezprawnie dokonał wybiórczej spłaty części wierzycieli. Innym przestępstwem jest niezłożenie wniosku o upadłość, co powinno nastąpić w ciągu 14 dni, w sytuacji gdy spółka jest niewypłacalna" - podkreślił Mariusz Trela, adwokat i były sędzia sądu gospodarczego, wynajęty przez domagających się pieniędzy pozostałych pracowników Torpo.
Po spłaceniu należności wobec dziesięciu osób, złożony przez tę grupę wniosek o upadłość stał się bezpodstawny. W tej sytuacji mec. Trela, w imieniu pozostałej załogi firmy, złożył kolejny wniosek o upadłość Torpo.
"Tylko upadłość gwarantuje wszystkim wierzycielom proporcjonalne, sukcesywne spłacanie roszczeń. Roszczenia pracowników zaspokojone zostałyby w pierwszej kolejności" - podkreślił prawnik.
Likwidator Torpo, Kazimierz Soćko utrzymuje, że długi firmy wynoszą około 6 mln zł, ale majątek spółki wart jest więcej i wystarczy to do zaspokojenia wszystkich roszczeń. Podczas spotkania z załogą zadeklarował, że chce wypłacić zaległe pensje i odprawy do końca marca, ale przyznał, że nie jest w stanie zagwarantować tego na piśmie.
Pieniądze miałyby pochodzić ze sprzedaży budynków Torpo, atrakcyjnie położonych w Toruniu. Zainteresowana transakcją firma nie zamierza jednak kontynuować produkcji odzieżowej. Na liście oczekujących na wypłaty jest około 190 osób, a ich roszczenia wynoszą średnio od 7 do 12 tys. zł.
Likwidator liczy, że po zaspokojeniu roszczeń załogi produkcja Torpo mogłaby zostać wznowiona w mniejszym obiekcie i z mniejszą załogą.
Torpo to toruńska firma produkująca odzież, która działała ponad 60 lat. Jeszcze pod koniec 2008 r. zakład zatrudniał 431 osób, ale potem zaczęły się kłopoty finansowe i zwolnienia. W kwietniu zakład został postawiony w stan likwidacji, a w październiku stanęła produkcja, gdyż za długi odcięto dostawy energii.
Proces likwidacji prowadzono dotychczas z dużymi trudnościami: brak kierownictwa wymusił powołanie sądowego kuratora, poprzedni likwidator zrezygnował, a powołanie kolejnego było bardzo trudne ze względu na śmierć głównego akcjonariusza. (PAP)
olz/ je/