Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

28 stycznia - wyrok ws. publikacji podsłuchów rozmów Kaczmarków

0
Podziel się:

28 stycznia stołeczny sąd apelacyjny ogłosi wyrok ws. publikacji w 2009 r.
w gazecie "Dziennik Polska, Europa, Świat" podsłuchów rozmów Janusza i Honoraty Kaczmarków z 2007
r., gdy b. szef MSWiA był w kręgu podejrzeń o przeciek z akcji CBA w resorcie rolnictwa.

28 stycznia stołeczny sąd apelacyjny ogłosi wyrok ws. publikacji w 2009 r. w gazecie "Dziennik Polska, Europa, Świat" podsłuchów rozmów Janusza i Honoraty Kaczmarków z 2007 r., gdy b. szef MSWiA był w kręgu podejrzeń o przeciek z akcji CBA w resorcie rolnictwa.

W marcu zeszłego roku Sąd Okręgowy w Warszawie nieprawomocnie orzekł, że ówczesny wydawca gazety - Axel Springer Polska ma przeprosić Kaczmarków i zapłacić im 100 tys. zł za opublikowanie na łamach prasy i na portalu internetowym dziennik.pl tych stenogramów z prywatnych rozmów małżeństwa.

W maju 2009 r. "Dziennik" podał, że "dotarł do stenogramów" podsłuchanych latem 2007 r. przez ABW rozmów Kaczmarków. Posługujący się pseudonimem nieustalony autor opublikował je na portalu dziennik.pl zaraz po tym, jak przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków zeznawała Honorata Kaczmarek. Żona Kaczmarka mówi w podsłuchanych rozmowach mężowi m.in., by "przestał kłamać". "Ciągniesz nas w otchłań"; "Ziobro nie ma żadnych dowodów! On poleci po opinii publicznej! I na twoich pier... kłamstwach!" - dodaje kobieta. Według "Dziennika" z rozmów ma wynikać, że "Honorata Kaczmarek udziela dokładnych instrukcji mężowi, jak ma się bronić przed zarzutami prokuratorów". "Zakazała mu udzielać wywiadów i komentować, dlaczego został odwołany z funkcji ministra; poleciła, żeby kontratakował Zbigniewa Ziobrę" - dodał "Dz".

Kaczmarkowie pozywając wydawcę "Dz" uznali, że publikacja prywatnych rozmów jest "jawnym naruszeniem prawa do prywatności" i "swoistą groźbą przed kolejnymi zeznaniami przed sejmową komisją śledczą". Jak ustalił sąd, przed publikacją nikt z "Dz" się z nimi nie skontaktował, a treść opublikowanych stenogramów wypacza sens całości rozmów.

Sąd I instancji uznał, że "Dziennik" bezprawnie naruszył prywatność powodów, bo żaden interes społeczny nie uzasadniał publikacji podsłuchów prywatnych rozmów Kaczmarków, które niczego nie wnosiły do wiedzy o aferze przeciekowej - i to w dodatku dwa lata po niej. W trakcie procesu doszło do niecodziennej sytuacji, gdy prawnik pozwanych twierdził, że na stronach internetowych nie było inkryminowanej publikacji. Kaczmarkowie udowodnili, że jednak do niej doszło, bo zabezpieczyli kopie stron internetowych zanim zostały one usunięte. Przed sądem II instancji pozwaną spółkę reprezentował już inny adwokat.

Mocą wyroku pozwany ma opublikować na swój koszt przeprosiny w "Gazecie Wyborczej" i "Rzeczpospolitej" za naruszenie prawa powodów do prywatności i złamanie zasad dziennikarskiej rzetelności. Sędzia Małgorzata Kuracka powiedziała, że były to rozmowy prywatne osób, które w chwili publikacji podsłuchów nie prowadziły działalności publicznej, a ich tematem były sprawy prywatne oraz poglądy na sytuację po odwołaniu Kaczmarka z funkcji szefa MSWiA.

Od tego wyroku odwołuje się zarówno Axel Springer, żądając oddalenia pozwu, jak i prawnik Kaczmarków, który chce podniesienia o 50 tys. zł kwoty zadośćuczynienia dla żony b. ministra. W czwartek sędziowie Sądu Apelacyjnego w Warszawie wysłuchali argumentacji obu stron. Wyrok będzie ogłoszony w przyszły piątek.

Pełnomocnik spółki mec. Rafał Zięba twierdził, że dziennikarze nie naruszyli prawa prasowego, bo nie musieli autoryzować u Kaczmarków ich wypowiedzi z podsłuchów. Dodawał, że małżeńska rozmowa wiązała się z funkcją publiczną Janusza Kaczmarka - dlatego wolno było opublikować jej treść. Na argumenty, że gazeta weszła w posiadanie podsłuchów nielegalnie, prawnik odparł, że w tamtym czasie było wielkie zainteresowanie rolą Kaczmarka w sprawie afery gruntowej - co wyjaśniała komisja śledcza ds. nacisków.

Według mec. Mieczysława Hebla - pełnomocnika Kaczmarków - stenogramy ujawniono z premedytacją bezpośrednio po zeznaniach Honoraty Kaczmarek przed komisją śledczą, by odebrać jej wiarygodność - jako osobie posługującej się wulgaryzmami. "Abstrahując od legalności pozyskania tych podsłuchów, wydawca, skoro chroni anonimowego autora artykułu, bierze za wszystko całkowitą odpowiedzialność" - podkreślił.

Publikację "Dz" z urzędu badała Prokuratura Okręgowa w Warszawie, podejrzewając ujawnienie tajemnicy śledztwa w sprawie przecieku z akcji CBA. Stenogramy nie były zaś już tajemnicą państwową, bo klauzule tajności wobec nich uchylono na potrzeby słynnej konferencji prasowej z sierpnia 2007 r. nt. Kaczmarka, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Neztla. Ówczesny wiceprokurator generalny Jerzy Engelking ujawnił wtedy ich podsłuchane rozmowy. Zarzucono im wówczas utrudnianie wyjaśniania przecieku z akcji CBA i fałszywe zeznania. Śledztwo wobec nich umorzono ostatecznie jesienią 2009 r.

Wojciech Tumidalski(PAP)

wkt/ abr/ dym/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)