Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

50-lecie Traktatów Rzymskich: Geremek: sukcesem już samo istnienie UE

0
Podziel się:

Niezwykłym osiągnięciem 50-lecia
europejskiej integracji jest już samo istnienie UE - ocenił w
rozmowie z PAP b. szef polskiej dyplomacji prof. Bronisław
Geremek. Według europosła, UE - licząca obecnie 27 państw -
powinna zająć się przede wszystkim reformami instytucjonalnymi.

Niezwykłym osiągnięciem 50-lecia europejskiej integracji jest już samo istnienie UE - ocenił w rozmowie z PAP b. szef polskiej dyplomacji prof. Bronisław Geremek. Według europosła, UE - licząca obecnie 27 państw - powinna zająć się przede wszystkim reformami instytucjonalnymi.

Poniżej przekazujemy fragmenty rozmowy, przeprowadzonej w związku z 50-rocznicą podpisania Traktatów Rzymskich. Całość jest dostępna na stronie http://euro.pap.com.pl.

PAP: - Co uważa Pan za największe osiągnięcie tego 50-lecia? Co jest największym sukcesem Unii i jej poprzedniczek-wspólnot?

Bronisław Geremek: - Uważam, że w debacie, która przechodzi teraz przez Europę - z wyjątkiem niektórych krajów, które w niej nie uczestniczą, m.in. Polska - za punkt wyjścia powinno się wziąć wspomnienie z 1950 r. i porozumienie niemiecko-francuskie, które dało początek procesowi integracji europejskiej.

Odwołuję się do własnych wspomnień: pięć lat po wojnie, najstraszniejszej z wojen na kontynencie europejskim, znaleźli się ludzie w dwóch krajach - które wszystko dzieliło, cała nowoczesna historia je dzieliła - którzy potrafili przejść ponad wzajemnymi nienawiściami, ponad krzywdą Francuzów i postanowili myśleć w kategoriach wspólnoty razem gospodarującej zasobami węgla i stali.

Uznali bowiem w punkcie wyjścia, że właśnie konkurencja o te surowce była powodem wojny. To był początek bardzo trudnego procesu, który załamał się w gruncie rzeczy w roku 1954 po głosowaniu w Zgromadzeniu Narodowym. Francuski parlament odrzucił wtedy traktat o europejskiej wspólnocie politycznej, o tej, o której teraz właśnie znów dyskutujemy.

Wydawało się wtedy, że sama idea jedności europejskiej została pogrzebana na zawsze. Jednak w 1955 roku na Sycylii spotykają się czołowi przedstawiciele państw europejskich myślących o wspólnym działaniu. Główną rolę odgrywa tam socjalistyczny polityk belgijski Paul-Henri Spaak, który prowadzi do stworzenia rezolucji o tym, czego Europa potrzebuje.

Kiedy wszystko wydawało się niemożliwe, bo debaty nie prowadziły do żadnych konkluzji, Europejczycy uciekli się do środka tradycyjnego, który do dziś jest praktykowany - poszli razem na kolację. I wymyślili Deklarację Messyńską, która była zapowiedzią Traktatów Rzymskich.

Jest bardzo znamienna reakcja ówczesnego przedstawiciela Wielkiej Brytanii, która w tej dyskusji sześciu państw założycielskich - trzy kraje Beneluksu, Włochy, Francja i Niemcy - nie brała bezpośredniego udziału. Otóż gdy uchwalili oni Deklarację Mesyńską, obserwator brytyjski wstał i powiedział: "Tego traktatu nigdy nie podpiszecie. A jeżeli podpiszecie, to nigdy go nie ratyfikujecie. A jeżeli nawet go ratyfikujecie, to go nigdy nie zrealizujecie".

To są historyczne słowa. Po 50 latach brzmi to - w porównaniu z rzeczywistością - jak kiepski żart. Wystarczy wspomnieć, co się wydarzyło: pół wieku integracji europejskiej, które sprawiło, że XX wiek skończył się fantastycznym i niespodziewanym sukcesem idei europejskiej.

PAP: - Czy wobec tego sam fakt utrzymania się tamtej wspólnoty, a nawet jej rozszerzenia, jest - Pana zdaniem - największym sukcesem tego 50-lecia?

B.G.: - Jestem przekonany, że główny Traktat Rzymski o Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej - EWG - między 6 krajami, który był zbudowany wokół idei pokoju - okazał się niezwykłym sukcesem. Od wspólnoty gospodarczej rozpoczęto i zrobiono to, czego nikt w Europie nigdy nie przewidywał: zniesiono praktycznie granice wewnętrzne, powstała przestrzeń bez ceł i bez potrzeby kontroli granicznej.

Do tych sześciu inicjatorów dołączały potem kolejno następne kraje. Wielka Brytania - przez długi czas blokowana przez generała de Gaulle'a, który nie chciał, żeby weszła do tego związku - w końcu także weszła. I w miarę rozwoju wspólnota krajów stała się tym, co się teraz nazywa rynkiem jednolitym, tzn. nie tylko wspólnym, ale również wspólnie regulowanym.

Wśród niezwykłych osiągnięć tego 50-lecia za zasadnicze uważam to, że Unia Europejska istnieje. Po drugie, że potrafiła wprowadzić euro. Od XIX wieku próbowano w historii Europy to uczynić wielokrotnie. Tym razem się udało i euro stało się drugą walutą świata.

Po trzecie, udało się wytworzyć w tej wspólnocie podstawy do polityk wewnętrznej solidarności. Gdy się pomyśli, jaka przepaść dzieliła Hiszpanię, Grecję czy Portugalię w momencie, kiedy wchodziły do wspólnoty z najbardziej rozwiniętymi krajami Europy; że potem wspólnie potrafiły te różnice, również rowy historyczne, zasypać - to także jest niezwykłe osiągnięcie. Myślę, że 50 lat później warto zastanawiać się, jak to się stało, że ten sukces został osiągnięty w sytuacji, gdy punktem wyjściowym był stan kryzysu idei europejskiej.

PAP: - Czym teraz Unia Europejska, licząca 27 państw, powinna się przede wszystkim zająć?

B.G.: - Reformami instytucjonalnymi. Bez tego Unia nie jest w stanie realizować swojego programu. Te reformy instytucjonalne prawdopodobnie zostaną wprowadzone. Śmiesznie brzmią teraz głoszone w Polsce hasła polityczne, że Traktat Konstytucyjny już umarł, czy że "Nicea albo śmierć". W tej chwili wiadomo - ma być Europa. Ona potrzebuje zmian instytucjonalnych. Niemcy je przygotują, a Francuzi uchwalą. To oznacza, że teraz są cztery prezydencje: niemiecka, portugalska, słoweńska i francuska, w rękach których jest reforma Unii.

I tu trzeba wiedzieć, że wszelkie blokady z naszej strony mogą tylko mieć skutek wykluczający wobec nas samych. Natomiast nie zahamują rozwoju Unii. Lepiej zatem wpływać pozytywnie, niż potrząsnąć szabelką. Bo póki się tej szabelki nie wyciągnie i nie okaże się, czy ona jest drewniana, czy ze stali, to lepiej nią nie grozić.

PAP: - Ale generalnie jest tak, że - Pana zdaniem - w Traktacie powinno się znaleźć: odwołanie do wartości chrześcijańskich, jako potwierdzenie po prostu faktu; reforma instytucji; uzgodnienie głosowania w Radzie; wspólna polityka zagraniczna...

B.G.: - Główna sprawa to są reformy instytucjonalne. One są zawarte w pierwszej części Traktatu. W drugiej części Traktatu są zasady fundamentalne, które określają relacje między obywatelami, między obywatelami i władzą - to jest Karta Praw Podstawowych. A można zrezygnować z całej ogromnej części trzeciej - to jest 3/4 całego tekstu konstytucyjnego. Będzie to wówczas cienki, a jednocześnie jaśniejszy dokument. Zawiera elementy niezbędne do tego, aby Unia poszła do przodu. Unia musi być efektywna, muszą być instytucje wspólnotowe i muszą być także określone zasady wspólnego działania.

PAP: - A co powinno się znaleźć, według Pana, w Deklaracji Berlińskiej?

B.G.: - Wyobrażam sobie, że w Deklaracji Berlińskiej będą wymienione zasady, które nas łączą, wśród nich jest też tradycja historyczna, a więc średniowieczna wspólnota chrześcijańska i wspólnota wieku Oświecenia wokół zasady kultu rozumu. To są te dwie wspólnoty poprzedzające współczesną jedność europejską.

To nie oznacza, że narzuca się wartości religijne jakiemukolwiek krajowi, bo byłoby to sprzeczne z konstytucją Francji czy Szwecji, ale oznacza to świadomość historii. Nie ma wspólnoty bez pamięci. Po drugie, powinien ten dokument odpowiedzieć na pytanie, co jest sukcesem dotychczasowej integracji europejskiej - to jest to, o czym już mówiliśmy. Bardzo bym chciał, aby wśród tych osiągnięć było także rozszerzenie UE, bo to był koniec "zimnej wojny".

Chciałbym, żeby odpowiedziano tam na pytanie, dlaczego chcemy być razem. Dlaczego Polacy i Hiszpanie, Finowie i Portugalczycy mają być w tej samej wspólnocie. Potrzebujemy takiego dokumentu, żeby zrobić krok naprzód.

I wreszcie trzeba określić także dziedziny, które są głównymi wyzwaniami UE w chwili obecnej. Mam nadzieję, że tutaj będzie miejsce i na problemy zmian klimatu, ochrony środowiska, na badania naukowe, system edukacyjny i także na innowacyjność gospodarki, a więc konkurencyjność gospodarki europejskiej.

Wtedy połączenie deklaracji intencji z faktami, decyzjami politycznymi, będzie dobrym sposobem uczczenia 50-lecia Traktatów Rzymskich.

PAP: - Myśli Pan, że ten dokument naprawdę będzie miał znaczenie?

B.G.: - To nie jest zwykły dokument, to nie jest retoryczny dokument. On może spełnić taką rolę jak Deklaracja Messyńska - w momencie kryzysu powiedzieć dokąd idziemy teraz. Wtedy, gdy jest jasne gdzie idziemy, Europa potrafi pójść.

Rozmawiała Barbara Bodalska (PAP)

par/ gma/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)