Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

50-lecie Traktatów Rzymskich: M. Cichocki: reintegracja Europy wielkim sukcesem

0
Podziel się:

Zdaniem Marka Cichockiego - dyrektora
Centrum Europejskiego Natolin i doradcy prezydenta ds. unijnej
konstytucji, największym sukcesem 50-lecia Wspólnoty jest
reintegracja Europy po traumatycznych wydarzeniach XX wieku.

Zdaniem Marka Cichockiego - dyrektora Centrum Europejskiego Natolin i doradcy prezydenta ds. unijnej konstytucji, największym sukcesem 50-lecia Wspólnoty jest reintegracja Europy po traumatycznych wydarzeniach XX wieku.

Za niepowodzenie tego 50-lecia ekspert uznaje brak wyraźnej odpowiedzi na pytanie czym Europa ma być we współczesnym świecie.

Poniżej fragmenty wywiadu, którego Marek Cichocki udzielił PAP z okazji 50-lecia Traktatów Rzymskich; całość na stronach http://euro.pap.com.pl

PAP: - Co Pan uznaje za największy sukces, a co za porażkę 50- lecia Wspólnoty?

Marek Cichocki: - Myślę, że największym sukcesem 50 lat integracji europejskiej jest bez wątpienia doprowadzenie do reintegracji Europy po traumatycznych wydarzeniach XX wieku. Z tej perspektywy, sytuacja którą mamy dzisiaj - w 2007 roku, jest ogromnym sukcesem nie tylko samej UE, ale także wszystkich państw i narodów europejskich, które do UE należą bądź aspirują do członkostwa w Unii. Właściwie można powiedzieć, że nastąpiła niemal całkowita reintegracja naszego kontynentu.

Jeżeli chodzi o największe niepowodzenie, to wydaje mi się, że jest to brak wyraźnej idei europejskiej, czyli odpowiedzi na pytanie: "Czym Europa ma być we współczesnym świecie?".

W poprzednich wiekach świat był bardzo europocentryczny - to Europa stanowiła główny punkt odniesienia dla pozostałych części świata, i to Europa narzucała pewne reguły, standardy - w prawie, w ekonomii i polityce. Natomiast XXI wiek jest dla Europejczyków ogromnym wyzwaniem, bo postępuje proces marginalizacji Europy w świecie. Nie wiem, czy to jest porażka, ale widoczny jest brak odpowiedzi na to wyzwanie.

PAP: - Jaka jest, Pańskim zdaniem, recepta na tę sytuację?

M.C. - Moim zdaniem, Europa powinna znaleźć dla siebie odpowiednie miejsce. Uważam, że powrót do roli głównego punktu odniesienia dla całego świata nie jest możliwy, a chyba też - niepotrzebny.

W polityce światowej Europa musi znaleźć sobie miejsce, które będzie odpowiadać w mniejszym stopniu jej ambicjom - często będącymi odzwierciedleniem dawnego, utraconego blasku - a w większym - jej realnym potrzebom i możliwościom. Nie jestem zwolennikiem takiego podejścia do integracji europejskiej, które traktuje ją jako rodzaj wyścigów czy sportu wyczynowego, w którym liczy się bicie kolejnych rekordów, a traci się z pola widzenia właściwy sens i cel, czyli utrzymanie reintegracji kontynentu.

Receptą na przyszłość dla UE jest właśnie uznanie, że reintegracja jest historycznym dobrem naszego kontynentu i musimy dbać, by została utrzymana. Należy też wyciągnąć wszystkie polityczne i ekonomiczne korzyści, które płyną z reintegracji.

PAP: - Wspomniał Pan, że nie podoba się Panu koncepcja integracji europejskiej jako wyścigu. Jaki wyścig miał Pan na myśli - ten wewnątrz UE czy ten między Unią a np. Stanami Zjednoczonymi?

M.C. - Oba te wyścigi. Moim zdaniem, integracja europejska nie powinna być traktowana jako sposób na ściganie się Europy z innymi częściami świata - choćby np. z USA. Powtarzam: celem integracji powinno być to, żebyśmy mogli funkcjonować razem, a nie to żeby udowadniać, że jesteśmy zdolni do budowania kolejnych pięter integracji - powoływać kolejne ciała, instytucje, dokumenty itd.

PAP: - Co ma więc łączyć Unię? Czy spoiwem ma być jakiś zewnętrzny wróg? Wspólna gospodarka? Wspólne wartości?

M.C. - Najgorzej jeśli spoiwem jest wyimaginowany przeciwnik. Tak czasami się dzieje w relacjach europejsko-amerykańskich. To nie jest, moim zdaniem, owocny sposób budowania tego, co łączy. Uważam, że są trzy elementy niezbędne, by Wspólnota mogła dalej funkcjonować. Po pierwsze, rozwinięte poczucie wspólnych historycznych doświadczeń.

Istnieje coś takiego, jak wspólne europejskie doświadczenie historyczne. Oczywiście każdy naród ma swoje specyficzne doświadczenie historyczne, ale ono jednak tworzy pewien europejski kontekst.

Po drugie, wspólna aksjologia, czyli wspólnie wyznawane wartości. Myślę, że to są takie wartości, jak solidarność, równość, wzajemne zaufanie, prawa człowieka, godność człowieka i życia ludzkiego, państwo prawa. Według mnie, to są podstawowe wartości, które wszyscy wyznajemy i których się nie wstydzimy wobec świata zewnętrznego.

Trzecia płaszczyzna, która powinna łączyć UE, to wspólne zadania na przyszłość: zachowanie bezpieczeństwa, bardziej aktywna polityka zagraniczna i oddziaływanie na świat zewnętrzny.

Myślę, że jednym z istotnych zdań jest też otwartość. Europa zawsze czerpała swoją siłę ze zdolności do tego, żeby nie zamykać się w sobie.

PAP: - Wymienił Pan elementy potrzebne do funkcjonowania Unii. Wydaje się, że UE potrzebuje też polityka-wizjonera, który umiałby propagować te idee.

M.C. - To, co było silnym elementem spajającym państwa uczestniczące w integracji europejskiej od czasu podpisania Traktatów Rzymskich, to było doświadczenie dezintegracji kontynentu z powodu wojny - zniszczenie kontynentu i cofnięcie się w rozwoju w stosunku do innych części świata.

Myślę, że to było na tyle traumatyczne przeżycie dla tamtych pokoleń, że bardzo długo można było traktować integrację europejską jako kwestię wojny i pokoju. Zresztą, tak ją przedstawiał np. Helmut Kohl jeszcze w latach 80. czy w pierwszej połowie lat 90. XX w.

Tymczasem dzisiaj rzeczywiście można zauważyć, że kwestia pokoju, dobrobytu, przestaje być czymś, czym ludzie w Europie są w stanie się tak bardzo przejąć. Czy człowiek jest w stanie cieszyć się z bieżącej wody? Ktoś, kto był jej pozbawiony przez dłuższy czas, potrafi się cieszyć. Ten, kto ją ma na co dzień uznaje to za coś zupełnie normalnego. Tak więc widzę naprawdę ogromną potrzebę pokazania ludziom w krajach członkowskich, po co tak właściwie ta integracja jest, dlaczego ją robimy.

PAP: - A co powiedzieliby ojcowie-założyciele, patrząc na dzisiejszą Wspólnotę?

M.C. - Myślę, że z jednej strony byliby dumni z tego, co się udało zrobić w Europie przez te ostatnie pół wieku. Z drugiej strony, wydaje mi się, że - ponieważ to byli ludzie o silnym wewnętrznym doświadczeniu historycznym Europy i wyczuleni nie tylko na praktyczną stronę polityki, ale i na idee niezbędne w sferze politycznej - trochę by ich zmartwiło, że w wielu częściach Europy panuje aż tak wielki pesymizm, zniechęcenie, brak gorącej emocjonalnie wizji tego, czym Europa winna być i powodów, dla których jesteśmy razem w Unii Europejskiej.

Wydaje mi się, że z punktu widzenia wielu dzisiejszych polityków, ojcowie-założyciele nie mieliby aż tak wielkich szans na realizację swojej wizji, bo byliby uznani za naiwnych idealistów.

PAP: - Jak Pan widzi ewentualne zagrożenia dla jedności UE? Czy one płyną z zewnątrz, czy raczej z wewnątrz Unii?

M.C. - Moim zdaniem, podstawowe zagrożenia płyną od wewnątrz Unii. Wynikają z ciągle pojawiającej się pokusy, żeby pójść na skróty, żeby sobie ułatwić, żeby zawęzić perspektywę europejską do jakichś bardziej partykularnych, narodowych czy grupowych interesów.

To jest pokusa, by wrócić do sytuacji, kiedy w niewielkiej grupie kilku państw znów będzie można spokojnie podejmować przyjemne dla siebie decyzje. Oczywiste jest, że w gronie 27 państw kompromis wypracowuje się znacznie trudniej niż w grupie sześciu, czy nawet 15 państw. No, ale to też był sens rozszerzania się UE - żeby przyjąć nowe państwa ze świadomością tego, że trzeba będzie uwzględniać także ich punkt widzenia, i że UE będzie musiała wkładać więcej pracy w przyjmowanie kolejnych rozwiązań.

Niebezpieczeństwo, które widzę, to właśnie taka pokusa zamknięcia się na innych - i na państwa, które aspirują do UE, i na część członków Unii. Największym niebezpieczeństwem, które w tej chwili rysuje się na horyzoncie nie jest rdzeń europejski, tylko tworzenie się bardzo różnych grup państw, które w małym gronie będą realizować własne cele. No, ale wtedy podstawowa korzyść płynącą z integracji europejskiej - tworzenie Wspólnoty - zostałaby utracona.

PAP: - Czy właśnie dbałość o utrzymanie zjednoczonego kontynentu jest najważniejszym zadaniem UE na dziś?

M.C. - Tak, jednym z najważniejszych wyzwań na przyszłość jest zachowanie reintegracji kontynentu, niedopuszczenie, by Unia rozpadła się na różnego rodzaju grupy i podgrupy. Drugim wyzwaniem jest zachowanie zdolności do wpływania na otoczenie zewnętrzne, czyli nie zamykanie się w sobie, ale próba przenoszenia własnych wartości na najbliższe otoczenie.

PAP: - Jakie zadania, według Pana, stoją teraz przed Polską jako członkiem UE? O co powinniśmy przede wszystkim w Unii dziś zawalczyć: o coś dla siebie? dla UE? dla krajów poza Unią?

M.C.: - Polska powinna pozostać wierna swej roli w kształtowaniu europejskiej polityki wschodniej. Musi także wzmocnić swoją pozycję wśród członków Unii. Wartością nadrzędną powinno pozostać jednak utrzymanie reintegracji kontynentu, do której udało się doprowadzić po 50 latach sztucznego podziału.

Rozmawiała Agnieszka Tkacz (PAP)

bba/ par/ rod/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)