Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

50-lecie Traktatów Rzymskich: Meller: UE sama w sobie jest sukcesem

0
Podziel się:

Unia Europejska sama w sobie jest olbrzymim
sukcesem - ocenił były minister spraw zagranicznych Stefan Meller
w wywiadzie dla PAP, przeprowadzonym z okazji 50- lecia Traktatów
Rzymskich. Według b. ministra, jednym z problemów UE jest obecnie
niemożność znalezienia języka trafiającego do ludzi, natomiast za
wyzwanie stojące przed państwami członkowskimi uznał dalsze
rozszerzenie UE.

Unia Europejska sama w sobie jest olbrzymim sukcesem - ocenił były minister spraw zagranicznych Stefan Meller w wywiadzie dla PAP, przeprowadzonym z okazji 50- lecia Traktatów Rzymskich. Według b. ministra, jednym z problemów UE jest obecnie niemożność znalezienia języka trafiającego do ludzi, natomiast za wyzwanie stojące przed państwami członkowskimi uznał dalsze rozszerzenie UE.

Przekazujemy fragmenty wywiadu; całość na stronie http://euro.pap.com.pl

PAP: - Jak Pan ocenia 50 lat istnienia Wspólnot Europejskich?

Stefan Meller: - Minione 50-lecie, to jedna z największych rewolucji cywilizacyjnych, obyczajowych i politycznych Europy. Od 50 lat - my pośrednio, bo od 3 lat - żyjemy w niebywale radosnej zawierusze.

Unia zrodziła się z myśli o wszystkich nieszczęściach Europy w minionych stuleciach, z uświadomienia sobie, że od dawien dawna nie była w stanie zażegnać pożogi, która co jakiś czas przechodziła; nie umiała sprostać wyzwaniu ochrony ludności, która ginęła w kolejnych wojnach.

Trzeba pamiętać, że również naród amerykański powstał z tych, którzy mieli dość tej nieustającej europejskiej wojny - uciekali z Europy, która szykowała kolejna zagładę. Sumą tego wszystkiego jest absolutnie tragiczne doświadczenie II wojny światowej, takie, w którym zawiodły wszystkie idee, które leżały u podstawy Europy.

I oto, pojawiła się grupa polityków, która obserwując powojenną Europę zaczęła myśleć o tym, co zrobić, żeby nigdy więcej nie było wojen. Ta grupa porozumiała się i doprowadziła do niebywałego sukcesu - powstała struktura polityczna, wywodząca się nie tylko z wydarzeń politycznych, ale także z pewnej wspólnej filozofii myślenia o Europie, z moralności. Ruszyła machina, która stanowiła wyzwanie dla każdego totalitaryzmu, a wtedy przede wszystkim dla totalitaryzmu sowieckiego.

Europa stała się zakątkiem, który miał budować przykładny model szczęśliwości dla swoich mieszkańców. Traktat Rzymski przypieczętował wszystko to, co ustalono już wcześniej podpisując Traktat o Europejskiej Wspólnocie Węgla i Stali. I w tym upatruję największe, gigantyczne zalety tej rocznicy.

PAP: - Czyli UE sama w sobie jest sukcesem?

S.M.: - Sam fakt, że taka organizacja powstała jest sukcesem. Sukcesem jest organizacja, która jest dobrowolną organizacją państw europejskich, organizacją Europejczyków, którzy uświadamiają sobie, że należy przyjąć zasadę niemalże muszkieterów: "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Przy takiej zasadzie obowiązuje też, oczywiście do pewnego stopnia, zasada kompromisu - rezygnacji z pewnych aspiracji, podporządkowania się wspólnemu celowi, jakim jest pomyślność całego kontynentu.

PAP: - Czy ta "skazana" na sukces organizacja ma jakieś problemy, z czymś sobie nie radzi?

S.M.: - Największą bolączką jest niemożność znalezienia języka, który by trafiał do ludzi. Pod tym względem chybione referenda we Francji i Holandii uświadomiły, że Unia to jest obywatel, to społeczeństwo obywatelskie poszczególnych państw.

Mówi się na przykład o Strategii Lizbońskiej, ale nikt nie wie, o co chodzi. A ta strategia, to np. myślenie o starzeniu się Europy. W UE jest coraz więcej emerytów - osób, które skończyły 65 rok życia i pozostają niewykorzystane. Strategia Lizbońska to pomysł na to, żeby za kolejne kilkanaście lat doprowadzić do sytuacji, żeby te osoby nie tylko były uznane za przydatne, ale aktywnie pracowały. To jest wyciągnięcie ręki do tej części społeczeństwa.

Inny przykład: polityka rolna. Pamiętamy te strachy przed wejściem Polski do UE. Teraz widzimy jak dobrze rolnicy sobie radzą w Unii i wykorzystują możliwości, które ona daje. Unia myśli o rolnictwie jako o sposobie na życie. Traktuje wieś jako model cywilizacyjno- kulturowy.

Te przykłady pokazują, że dziś nie można już debatować o przyszłości UE bez udziału obywateli. Teraz dyskusja o przyszłości Unii nie będzie już salonem prawniczym, w którym uczestniczą ministrowie, ale to będzie gigantyczne przedsięwzięcie na skalę wszystkich społeczeństw i narodów państw członkowskich.

PAP: - A co z Traktatem Konstytucyjnym, czy on jest zrozumiały? Czy taki dokument jest potrzebny UE?

S.M.: - Konstytucja - samo słowo jest fatalnie dobrane. Należy tę nazwę zmienić i chyba wszyscy już zaczynają to zauważać. Ale sam dokument jest potrzebny. Nie zgadzam się, że Unia może sobie dać radę bez takiego traktatu. Od tego dokumentu po części zależy też przyszłość Polski w UE.

PAP: - W jakim sensie?

S.M.: - My w Unii mamy za zadanie sprawować pewien rodzaj pieczy nad polityką wschodnią, a to jest część polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Bez tego dokumentu wspólna polityka jest niemożliwa. Jeśli chcemy, zatem aktywnie uczestniczyć w tworzeniu polityki wschodniej Unii, to konieczne jest przyjęcie takiego dokumentu.

PAP: - Jak, według Pana, powinien wyglądać taki dokument?

S.M.: - Powinien być krótki i zrozumiały. Napisany porywającym językiem literackim, ale bez przesady. Moim zdaniem, mógłby treścią i formą przypominać konstytucję amerykańską. Oczywiście nie ma żadnych przeszkód żeby nie tworzyć aneksów i uzupełnień, ale sam dokument powinien być krótki i zwięzły. Taki żeby każdy mógł powiedzieć: przeczytałem, zrozumiałem, utożsamiam się.

PAP: - A co Pana zdaniem powinno znaleźć się w Deklaracji Berlińskiej i jakie ona może mieć znaczenie?

S.M.: - Byłbym zadowolony gdyby w ostatniej chwili znaleziono dobry kompromis, żeby pojawiła się przynajmniej zapowiedź tego, że jak najszybciej będziemy w stanie, my wszyscy członkowie UE doprowadzić do dobrych rezultatów. Ale lepiej spieszyć się powoli, żeby nie popełnić żadnego błędu, żadnego uchybienia, żeby to był wynik wspólnej i dojrzałej refleksji.

Przewiduję, że Deklaracja będzie miała znaczenie symboliczne. Europa składa się z symboli, więc jeśli to będzie dobry symbol - zapowiedź kolejnych działań, to niech tak będzie. To spełni swoje zadanie. Żeby tylko nie było blokady, bo to będzie znak fatalny. Jestem jednak optymistą i nie sądzę żeby tak się stało.

PAP: - Czy jednym z priorytetów UE w najbliższej przyszłości powinno być rozszerzenie?

S.M.: - Przyszłe rozszerzenia są nieuchronne. Jest zrozumiałe, że Unia chce w pewnym momencie przystopować. Potem może znowu pójść do przodu, ze wzmożoną siłą. Z naszej perspektywy najważniejszym problemem jest Ukraina. Obstajemy - i słusznie - za wejściem Ukrainy do Unii. Ale Ukraińcy też muszą nam dać szansę, muszą się reformować. Jest też jeszcze Turcja. Kiedy mówimy Ukraina czy Turcja, to nie tylko rozszerzenie, to też debata o granicach Europy, o jej tożsamości.

PAP: - Czy widzi Pan jakieś zagrożenia dla UE?

S.M.: - Największym zagrożeniem dla Unii jest ona sama, jeśli nie potrafi się zreformować.

PAP: - Grozi jej rozpad?

S.M.: - Nie sądzę. Nie widzę takiej sytuacji, przynajmniej w takiej perspektywie, którą jestem w stanie ogarnąć jako historyk. Ale mogą być poważne kłopoty spowodowane egoizmami narodowymi, które uniemożliwią porozumienie w sprawie przyszłego modelu Unii.

Niebezpieczeństwo widzę w postaci różnego rodzaju nacjonalizmów. Niewykluczone, że pojawi się rozdźwięk, między wiekiem XXI, a wiekiem XIX, który nas ciągle "ściga". Im szybciej Unia znajdzie właściwy język, im szybciej się reformuje, tym więcej będzie wieku XXI i tym łatwiej będziemy mogli zwalczać niedobre demony przeszłości.

PAP: - Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Julita Sołtysiak (PAP)

bba/ par/ rod/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)