Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

50. rocznica zamachu na Władysława Gomułkę

0
Podziel się:

3 grudnia 1961 r. w Sosnowcu-Zagórzu elektryk Stanisław Jaros podjął
nieudaną próbę zamachu bombowego na ówczesnego I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułkę. W wyniku
utajnionego procesu zamachowca skazano na karę śmierci i stracono na szubienicy.

*3 grudnia 1961 r. w Sosnowcu-Zagórzu elektryk Stanisław Jaros podjął nieudaną próbę zamachu bombowego na ówczesnego I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułkę. W wyniku utajnionego procesu zamachowca skazano na karę śmierci i stracono na szubienicy. *

"Około godziny 12:06, ulicą Krakowską od strony kopalni, wyjechała grupa samochodów, wśród których znalazły się trzy reprezentatywne limuzyny (...). Gdy auta zrównały się z posesją nr 47, nastąpił wybuch miny ukrytej w przydrożnym słupku. Ranne zostały dwie osoby: dziewczynka, która przebywała akurat w domu przy Krakowskiej 47 i przechodzący w pobliżu górnik wracający z uroczystości. Odłamki posiekały też czarną limuzynę, wziętą przez zamachowca za samochód, którym jechała delegacja partyjno-rządowa" - pisał dr Adam Dziuba z katowickiego oddziału IPN ("Zamachowiec z Zagórza").

Program wizyty Gomułki w Zagórzu był znany mieszkańcom miejscowości przynajmniej od 1 grudnia 1961 r., kiedy to informacje o niej opublikowano na łamach "Trybuny Robotniczej". Z okazji święta górników I sekretarz KC PZPR przyjechał na otwarcie miejscowej kopalni węgla "Porąbka".

Od jesieni 1961 r. na trasie planowanego przejazdu Gomułki prowadzono remont nawierzchni, a dzień przed zamachem domy wzdłuż ulicy zostały dodatkowo barwnie przystrojone.

Za przygotowanie wizyty Gomułki w Zagórzu odpowiadał komendant wojewódzki Milicji Obywatelskiej w Katowicach Franciszek Szlachcic.

W pamięci władz oraz miejscowej ludności wciąż żywe były jednak wydarzenia, do których doszło w Zagórzu 15 lipca 1959 r., kiedy to - w związku z 15-leciem władzy ludowej - do Polski przyjechał I sekretarz KC KPZR, Nikita Chruszczow. Na trasie jego przejazdu eksplodował wówczas ładunek, w wyniku którego ranna została jedna osoba.

3 grudnia 1961 r. niemal w tym samym miejscu, na ulicy, którą przejeżdżać miała kolumna oficjeli z Gomułką na czele, nastąpiła kolejna eksplozja.

Sprawcą wybuchu był mieszkaniec Zagórza Stanisław Jaros (ur. 1932). "Jego ładunek był tzw. ładunkiem opancerzonym, czyli należało się liczyć z gradem odłamków. Gdy Jaros zobaczył, że pojazdowi Gomułki towarzyszył tłum ludzi, zrezygnował z jego odpalenia, obawiając się przypadkowych ofiar. Zdecydował się wykonać zamach, kiedy Gomułka będzie wracał z kopalni" - powiedział PAP Dziuba.

Wybuch ranił dwie osoby, zniszczył przejeżdżający samochód oraz uszkodził okna w pobliskich domach. W chwili detonacji ładunku wybuchowego Gomułka wraz z członkami delegacji najwyższych władz państwowych znajdował się jeszcze w kopalni. Oficjalne uroczystości miały się tam zakończyć o godz. 14.

"Użyty przez Jarosa materiał wybuchowy to melinit z niemieckiej miny (znalezionej przez Jarosa w latach 50. podczas służby w wojsku - PAP) Wszystko w obudowie betonowej, w charakterze przydrożnego słupka, wyposażone w zapłon elektryczny, sterowany z domu Jarosa. Tak przygotowana bomba rzeczywiście mogła zabić" - tłumaczył Dziuba.

Wezwani na miejsce wybuchu funkcjonariusze MO odnaleźli fragment przewodu, który posłużył zamachowcy do detonacji ładunku. Widoczne były na nim ślady cięcia cążkami. Śledczy przyjęli, że osoba odpowiedzialna za wybuch znała się na elektrotechnice i miała dostęp do materiałów wybuchowych.

Niezwłocznie po zamachu SB i MO rozpoczęły akcję "Antena", której zadaniem było wykrycie sprawcy zamachu. W tym celu utworzono specjalne grupy operacyjne, które przesłuchiwały podejrzanych. Grupę potencjalnych zamachowców zawężono do 500, a następnie do 71 osób. 20 grudnia dokonano w ich domach gruntownych rewizji.

Podczas przeszukiwania domu Jarosa znaleziono elektronarzędzia i materiały wybuchowe. Zarekwirowano także cążki, które - jak wykazała późniejsza ekspertyza - pasowały do śladów na przewodzie pozostawionym na miejscu zamachu.

Jaros budził podejrzenia także z uwagi na swój tryb życia. "Miał różnorakie zainteresowania techniczne, nigdzie nie pracował, a jego źródła utrzymania były nieznane" (A. Dziuba, "Zamachowiec z Zagórza").

Po zatrzymaniu Jaros krótko przebywał w Będzinie, skąd następnie przetransportowano go do Centralnego Więzienia w Katowicach. W jego celi zainstalowano podsłuch. Zadanie nakłonienia go do zeznań otrzymał jego współwięzień - agent SB o kryptonimie "11".

7 stycznia 1962 r. w trakcie jednej z rozmów z towarzyszem z celi Jaros przyznał się do własnoręcznego skonstruowania bomby w celu spowodowania eksplozji na trasie przejazdu Gomułki. Zamachowiec powiedział, że jego czyn był manifestacją polityczną oraz wyjawił, że od dawna miał styczność z materiałami wybuchowymi.

"W 1948 r. próbował wynieść z sosnowieckiej fabryki kotłów 100 nabojów oraz części do broni palnej (). Po trzech latach wysadził w powietrze skrzynkę połączeń telefonicznych i semaforowych w Dąbrowie Górniczej. Potem amonitem ukradzionym z kopalni, w której pracował, zniszczył słup wysokiego napięcia w sosnowieckiej Hucie im. M. Buczka i koparkę w kopalni +Kazimierz+. W śledztwie miał przyznać się też do wysadzenia w marcu 1953 r. transformatora w kopalni +Stalin+" - powiedziała PAP Anna Zechenter z krakowskiego oddziału IPN.

Śledztwo w sprawie zamachu było utajnione, podobnie jak trwający od 9 do 25 maja 1962 r. proces przed Sądem Wojewódzkim w Katowicach. "W procesie dano wiarę Jarosowi, że nie chciał zabić Chruszczowa dwa lata wcześniej, jednak uznano, że jego celem było pozbawienie życia Gomułki" - podkreślił Dziuba.

Za próbę zabicia najwyższego przedstawiciela państwa Jaros został skazany na karę śmierci. Wyrok nie został zrewidowany, a Rada Państwa nie skorzystała z łaski względem zamachowcy. Powieszono go 5 stycznia 1963 r.

Sprawa zamachu na Gomułkę dokonanego przez Stanisława Jarosa nie została utrwalona w pamięci zbiorowej.

"Media w PRL-u nie mogły o tym informować i nie informowały. Był bardzo szczelny parasol ze strony cenzury, a przede wszystkim aparatu bezpieczeństwa. Szczęśliwie dla władzy informacje o zamachu nie przeciekły do prasy zagranicznej. To, że one się nie ukażą w prasie lokalnej było oczywiste - tego rodzaju faktów po prostu nie nagłaśniano" - podsumował Dziuba.

Waldemar Kowalski (PAP)

wmk/ ls/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)