Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Afganistan: Pieszo na "górę szpiega"

0
Podziel się:

W prowincji Ghazni, za którą odpowiadają polscy żołnierze sił ISAF, leży
jeszcze sporo śniegu; tam, gdzie stopniał, grunt jest grząski. Rosomaki i inne ciężkie pojazdy mogą
jeździć po głównej drodze łączącej Kabul z Kandaharem, boczne drogi sprawdzają patrole piesze.

W prowincji Ghazni, za którą odpowiadają polscy żołnierze sił ISAF, leży jeszcze sporo śniegu; tam, gdzie stopniał, grunt jest grząski. Rosomaki i inne ciężkie pojazdy mogą jeździć po głównej drodze łączącej Kabul z Kandaharem, boczne drogi sprawdzają patrole piesze.

Pieszy patrol wyrusza z bazy Warrior koło wioski Janda w dystrykcie Gelan. "Dzisiejsze zadania to demonstracja naszej obecności, sprawdzenie bezpieczeństwa dróg pod kątem min, sprawdzenie nastrojów ludności i opinii o nowym komendancie policji" - mówi do swoich ludzi dowodzący patrolem ppor. Marcin Pytlik, dowódca 1. plutonu 2. kompanii zmotoryzowanej z 10. brygady kawalerii pancernej w Świętoszowie. Poprzedni komendant siedzi w więzieniu z powodu łapówek i wymuszeń, m.in. od lokalnych sklepikarzy.

Patrol wybiera się na "górę szpiega" - wzgórze, na którym stoją nadajniki telefonii komórkowej. Działają one kilka godzin na dobę, a i to nie codziennie. Zanim w bazie pojawiły się balony i bezzałogowe samoloty rozpoznawcze, "góra szpiega" była najważniejszym punktem obserwacyjnym. Przy dobrej pogodzie wzgórze daje doskonały widok na całą okolicę; na Jandę, gdzie ludność handlująca na bazarze tuż pod bazą żyje z obecności żołnierzy, i na mniej przyjazne wioski, z których obóz często był ostrzeliwany. Teraz, gdy ziemia jest zbyt rozmiękła, by dostarczyć tam moździerz lub wyrzutnię rakiet, ostrzały ustały.

Autostradą numer jeden - jednopasmową, ale utwardzoną szosą - jeżdżą samochody osobowe, ciężarówki, niewiarygodnie wyładowane autobusy. Jeden z leciwych mercedesów oprócz sterty pakunków przewozi na dachu dwa samochody osobowe.

Żołnierze urządzają minipunkt kontrolny, sprawdzając samochody; ci z sekcji CIMIC - współpracy cywilno-wojskowej - wchodzą z tłumaczem do sklepików urządzonych w kontenerach lub lepiankach z gliny zmieszanej ze słomą.

Jeden z nich to piekarnia. Piekarz, zsunąwszy wieko od metalowej beczki, grzeje ręce nad piecem wykopanym w ziemi wewnątrz domu. Pytany o potrzeby mówi o doprowadzeniu elektryczności; solarne panele do zasilania latarń mają według niego za mało światła słonecznego. Inne wytłumaczenie - słoneczne instalacje są rozkradane.

Piekarz i siedzący obok niego w kucki drugi mężczyzna odwracają wzrok, gdy żołnierze pytają ich, czy wiedzą coś o występkach poprzedniego szefa policji. Mówią, że nic nie wiedzą o wymuszeniach i łapownictwie. Dołącza do nich chłopak z rzadkim młodzieńczym wąsikiem i pomalowanymi paznokciami, kuca i zapala papierosa. Zdaniem jednego z żołnierzy wygląd młodzieńca może sugerować, że to dostawca usług seksualnych, zwany tu baczabazi.

Inny sklepikarz, sprzedawca olejów i filtrów samochodowych, przyznaje, że słyszał o przestępstwach poprzedniego komendanta. Przed jego pawilonem w klatce miota się ptak. Handlarz chce za niego 3000 afgani - prawie sto dolarów, bo to "dobry śpiewak".

"Czy nowy komendant policji odwiedził bazar?" - pytają żołnierze kolejnego sklepikarza. "Słyszałem, że był, ale mnie wtedy nie było" - odpowiada właściciel sklepu, w którym można kupić żywność, przyprawy, proszek do prania i szpadle.

Wszyscy zapewniają, że cieszą się z obecności polskich żołnierzy. Sprzedawca żywności żali się tylko, że wojsko dwa lata temu ścięło kilka jego drzew, które rosły przy ogrodzeniu bazy, i nie zapłaciło rekompensaty. Żołnierze obiecują to sprawdzić.

Z drogi zwanej "Highway 1" patrol schodzi na błotnistą drogę wiodąca spiralnie na szczyt "góry szpiega". Po drodze trzeba się zatrzymać, saperzy sprawdzają resztki lontów i niewybuchów. Nic niebezpiecznego. Można ruszać dalej.

Na samej górze posterunek - na bramie blaszane pięcioramienne gwiazdy z resztkami białej, czarnej i czerwonej farby, dwie skorodowane radzieckie armaty. Teraz na wierzchołku stoją maszty telefonii komórkowej i radia, w budynkach polski posterunek. Żołnierze wjeżdżają tam lub - gdy wjechać się nie da - wchodzą pieszo na 12-godzinną służbę.

"Nasza służba wjeżdża tu dwa razy dziennie. Jeśli pogoda pozwala, okolicę obserwuje się przy pomocy urządzeń optoelektronicznych. Co kilka dni patrol pieszy sprawdza, czy ktoś nie podłożył ładunku" - tłumaczy ppor. Pytlik.

W powrotnej drodze żołnierze z patrolu robią zakupy u rozmówców - podpłomyki i woreczek ostrej przyprawy. W jednym ze sklepików za szybą wisi kilka par wojskowych butów. "Z naszych darów" - rozpoznaje jeden z żołnierzy.

Na drodze pod bazą do patrolu podbiegają dzieci. Proszą o podarunki - jedzenie, napój w puszce albo długopis. Chłopcy bawią się zabawkami własnej roboty - na patyki połączone w kształt litery T nanizali niebieskie zakrętki od butelek i pchają przed sobą te rolki, z lubością rozpryskując kałuże.

Z Ghazni w Afganistanie Jakub Borowski (PAP)

brw/ dmi/ mc/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)