Afgańscy talibowie, uzbrojeni m.in. w granatniki i karabiny maszynowe, w nocy z czwartku na piątek zaatakowali popularny hotel w Kabulu i wzięli m.in. kobiety i dzieci jako zakładników. Według afgańskiej policji niektórzy zakładnicy zostali zabici.
Mohammed Zahir z kabulskiej policji tłumaczył, że siły bezpieczeństwa nie chcą dokonywać szturmu na hotel Spozhmai "ponieważ wewnątrz są cywile, w tym kobiety i dzieci". "Czekamy na nadejście dnia" - dodał.
"Z naszych informacji wynika, że napastnicy zabili niektórych zakładników" - powiedział Zahir. Liczba ofiar śmiertelnych nie jest znana.
Do ataku na hotel przyznali się afgańscy talibowie. Twierdzą, że w hotelu bogaci Afgańczycy oraz cudzoziemcy urządzali "dzikie imprezy" przed piątkowymi uroczystościami religijnymi.
Hotel oddalony jest o ok. 10 km od centrum Kabulu i znajduje się nad jeziorem Karga. Pobliskie restauracje i hotele są popularne wśród biznesmenów i przedstawicieli afgańskiego rządu, którzy odwiedzają je głównie w czwartki wieczorem.
W środę trzech żołnierzy USA, ich afgański tłumacz oraz 17 innych Afgańczyków zginęło w samobójczym zamachu w mieście Chost na wschodzie kraju.
15 kwietnia Kabulem wstrząsnęło kilka skoordynowanych zamachów. Zaatakowano parlament oraz dzielnicę dyplomatyczną, w tym ambasady Niemiec, Wielkiej Brytanii i USA, a także placówki sił rządowych i NATO w stolicach prowincji Nangarhar, Logar i Paktia.
Choć do ataków przyznali się talibowie, podejrzewa się, że w rzeczywistości stali za nimi partyzanci z siatki Hakkaniego. To rebelianckie ugrupowanie afgańskie z siedzibą w Pakistanie jest uznawane za największe zagrożenie dla wojsk NATO i sił afgańskich.(PAP)
jhp/
11683194 arch.