Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Afganistan: Za miesiąc wybory - Karzaj namaszcza następcę

0
Podziel się:

Na miesiąc przed wyborami prezydenckimi z walki o władzę wycofał się starszy
brat prezydenta Hamida Karzaja, Kajum. Afgański prezydent, któremu reelekcji zakazuje konstytucja
dokłada starań, by samemu namaścić następcę.

Na miesiąc przed wyborami prezydenckimi z walki o władzę wycofał się starszy brat prezydenta Hamida Karzaja, Kajum. Afgański prezydent, któremu reelekcji zakazuje konstytucja dokłada starań, by samemu namaścić następcę.

Choć Hamid Karzaj zapewniał, że podczas wyborów prezydenckich pozostanie bezstronny, od początku nie ukrywał, że bardzo nie podobał mu się pomysł, by o polityczną schedę po nim ubiegał się jego rodzony brat. Po 13-letnim panowaniu (2001-2014) 57-letni Karzaj wcale nie zamierza żegnać się z polityką, a po złożeniu prezydentury chce pełnić rolę "szarej eminencji", męża opatrznościowego i duchowego przywódcy, który nie pełniąc żadnego stanowiska ma wciąż ogromny wpływ na sprawy państwa. Wygrana brata w wyborach prezydenckich naraziłaby go zaś na oskarżenia o kumoterstwo i korupcję.

67-letni zamożny przedsiębiorca Kajum nie słuchał jednak brata-prezydenta i nie tylko stanął do wyborów, ale uważany był za jednego z 5 najważniejszych pretendentów do prezydentury. Hamid uznał więc, że w tej sytuacji jego polityczne ambicje i plany mają pierwszeństwo nad więzami krwi. Pod koniec lutego zwołał w Kabulu naradę pasztuńskiej starszyzny, by z pół tuzina pasztuńskich pretendentów do tronu wyłonić jednego, wspólnego kandydata i w ten sposób, nie rozpraszając głosów, zapewnić mu zwycięstwo.

Podzieleni na kilka plemiennych konfederacji i tradycyjnie skłóceni Pasztuni stanowią prawie połowę 3-miliononej ludności Afganistanu i z dwoma wyjątkami spośród nich pochodzili wszyscy afgańscy władcy. Pasztunem z plemienia Popalzajów spod Kandaharu jest Hamid Karzaj, który chce, by jego następcą został właśnie któryś z jego rodaków, z plemiennej konfederacji Durranich, która wydała wszystkich afgańskich królów.

Narada starszyzny Durranich nie zakończyła się powodzeniem, a większość pasztuńskich pretendentów do prezydentury ani myślała słuchać o wycofaniu się z wyborów. Przekonać dał się jedynie Kajum Karzaj, który obiecał wesprzeć innego pretendenta, 70-letniego Zalmaja Rasula, byłego ministra spraw zagranicznych i doradcę ds. bezpieczeństwa, wyrastającego coraz bardziej na faworyta Hamida Karzaja na jego następcę.

Pochodzący z królewskiego rodu Mohammadzajów, znakomicie wykształcony, władający biegle wieloma językami, z zawodu lekarz, nefrolog, cieszy się w Afganistanie zasłużonym szacunkiem i opinią monarchisty, i polityka ugodowego, jednego z niewielu, możliwego do zaakceptowania przez wszystkie wrogie obozy polityczne. W przeciwieństwie do dawnych, partyzanckich komendantów nie ciążą na nim oskarżenia o wojenne zbrodnie. Chcąc uniknąć posądzeń o typowe dla polityków cynizm i hipokryzję, zdecydował się, że nawet za cenę utraty wielu głosów, nie zaproponuje wiceprezydentury żadnemu z byłym watażków. Oddał ją w końcu b. wiceprezydentowi Ahmadowi Zii Masudowi, Tadżykowi (jedna trzecia ludności), bratu sławnego komendanta Ahmada Szaha Masuda, uważanego w Afganistanie za bohatera. Uważana za prorządową kabulska gazeta "Hewad" podała, że przed wyborami, Zalmaj Rasul postara się zjednać dla siebie wszystkich pasztuńskich kandydatów i przejąć ich głosy.

Za jego głównych rywali uważa się b. ministra spraw zagranicznych dr. Abdullaha, który w 2009 r. ubiegał się już o prezydenturę, zdobywając ponad 30 proc. głosów i omal odebrał władzę Karzajowi. W tamtych wyborach rozczarowani Karzajem Amerykanie otwarcie wspierali Abdullaha. Karzaj nigdy im tego nie darował i pozostaje odtąd z Białym Domem w stanie zimnej wojny. W kwietniowych wyborach Amerykanie też będą trzymać kciuki za Abdullaha, a ich drugim, cichym faworytem będzie Aszraf Ghani, były dygnitarz z Banku Światowego, który po powrocie w 2001 r. do Kabulu zarządzał tamtejszymi finansami. W Afganistanie Aszrafa uważa się jednak za polityka całkowicie zwesternizowanego i zadufanego w sobie, kłótliwego zarozumialca, niepotrafiącego pracować w zespole, ani godzić się na jakiekolwiek ustępstwa.

Pozostali rywale nie mają większych szans, ale pójdą na wybory, by zdobyć w nich jak największą liczbę głosów, a następnie przehandlować je w drugiej turze wyborów w zamian za stanowiska i wpływy.

Wygląda bowiem na to, że pozbawione niekwestionowanego faworyta wybory nie zostaną rozstrzygnięte już w pierwszej rundzie, w której do wygranej potrzebna jest ponad połowa głosów. W takiej sytuacji konieczna będzie dogrywka między dwoma najsilniejszymi rywalami, a nowy afgański prezydent zostanie ogłoszony dopiero latem.

Martwi to Amerykanów, którzy po wycofaniu się z końcem roku zachodnich wojsk z Afganistanu, chcieliby utrzymać tam wojenne bazy i kilkunastotysięczny kontyngent. Umowę w tej sprawie mieli podpisać jeszcze jesienią z Karzajem, a niespodziewanie, afgański prezydent w ostatniej chwili odmówił złożenia podpisu pod traktatem i zapowiedział, że uczyni to dopiero jego następca. Pocieszać mogą się tylko faktem, że wszyscy pretendenci do prezydentury obiecują, że podpiszą układ z Amerykanami jak tylko obejmą władzę w Kabulu.

Wojciech Jagielski (PAP)

wjg/ lm/ ro/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)