Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Akcja w "Halembie": ratownicy ok. 40 metrów od zasypanego górnika

0
Podziel się:

(dochodzą informacje o utrudnieniu akcji ratunkowej)

(dochodzą informacje o utrudnieniu akcji ratunkowej)

24.2.Katowice (PAP) - Ratownicy, którzy nieprzerwanie usiłują dotrzeć do zasypanego w kopalni "Halemba" 30-letniego górnika, znajdują się ok. 40 metrów od miejsca, gdzie przypuszczalnie znajduje się zaginiony pracownik. Nie ma jednak pewności, czy jest on właśnie tam, czy też w chwili wstrząsu wybrał inną drogę ucieczki, niedostępną na razie dla ratowników.

O szczegółach prowadzonej od środowego wieczora akcji ratunkowej poinformował w piątek dziennikarzy dyrektor kopalni, Kazimierz Dąbrowa. Jak powiedział, z mierzącego ok. 450 metrów wyrobiska, gdzie doszło w środę do tąpnięcia, do spenetrowania zostało jeszcze ok. 80 metrów. Ratownicy ręcznie przebierają rumowisko z dwóch stron, a zaginiony górnik prawdopodobnie jest pośrodku tego odcinka.

Po południu rzecznik Kompanii Węglowej, do której należy kopalnia, Zbigniew Madej, poinformował, że akcja ratunkowa, od początku prowadzona w bardzo trudnych warunkach, jeszcze się skomplikowała. W rumowisku ratownicy natrafili na bardzo twardy, duży występ skalny, co zahamowało posuwanie się naprzód. Z wyrobiska zaczęła również wyciekać woda, co wymaga zorganizowania systemu odwodnienia przy pomocy specjalnych rynien.

"Im dalej tym akcja staje się coraz trudniejsza, a prace postępują wolniej. W tej sytuacji tym bardziej nie da się przewidzieć, kiedy możliwe będzie dotarcie do zaginionego pracownika. Może to zająć wiele dni" - powiedział rzecznik.

Dyrektor kopalni poinformował, że zarejestrowane wcześniej dźwięki, początkowo zinterpretowane jako sygnał z nadajnika umieszczonego w lampce zaginionego, w istocie nie były sygnałami z tego źródła. To możliwe, bo w zasypanym chodniku jest bardzo wiele urządzeń (m.in. pomiarowych, łączności), które mogą mieć wpływ na nadawanie i odbiór sygnałów.

Aparatura poszukująca sygnału (może on być nadawany kilka dni) pracuje cały czas, aby przekopując się przez rumowisko ratownicy nie pominęli górnika. Przed zawałem wyrobisko było bardzo szerokie, ok. 3,8 na 5,5 metra. Po tąpnięciu znacznie się zawęziło. Torując sobie drogę naprzód ratownicy, cały czas pracując ręcznie, robią przejście o wymiarach ok. metr na metr. W tej sytuacji istnieje groźba, że mogliby pójść naprzód, zostawiając zasypanego górnika np. z boku.

Prowadzący akcję nie są obecnie w stanie ocenić, ile zajmie im spenetrowanie zasypanej części wyrobiska. Jest tam bardzo wąsko, a posuwanie się naprzód utrudniają zalegające w chodniku elementy jego obudowy i urządzeń. Ratownicy nie wykluczają, że nawet jeżeli pracujące z dwu stron ekipy spotkają, nie znajdą mężczyzny, który w chwili wstrząsu mógł wybrać trzecią drogę ucieczki.

"Nie ma 100-procentowej pewności, że zaginiony metaniarz (specjalista w zakresie pomiaru stężeń metanu - PAP) jest w tym miejscu, gdzie przypuszczamy. Z miejsca, w którym był gdy mieliśmy z nim ostatni kontakt, a było to w momencie wystąpienia wstrząsu, możliwa była jeszcze droga ucieczki w kierunku północnym" - powiedział dyr. Dąbrowa.

Dodał, że mierząca ponad kilometr droga wentylacyjna, gdzie teoretycznie mógłby uciec górnik, może zostać spenetrowana dopiero gdy ratownicy zakończą przeszukiwanie zasypanego 80-metrowego odcinka. W tamtym korytarzu jest bardzo wysokie stężenie metanu (ok. 16 proc.), a niewiele tlenu.

Gdyby jednak po wstrząsie górnikowi udałoby się tam dostać, jego szanse na przeżycie byłyby większe, ponieważ znajdował się tam dodatkowy punkt z aparatami ucieczkowymi (tlenowymi). Pracownik mógłby skorzystać z nich, ratując życie. To jednak jedynie hipoteza.

"Jeżeli pracownik byłby rzeczywiście tam, gdzie przypuszczamy, jego szanse na przeżycie są mniejsze, natomiast gdyby skorzystał z trzeciej drogi, choć atmosfera jest tam nienadająca się do oddychania, szanse mogłyby być większe ze względu na dodatkowy punkt z aparatami ucieczkowymi, z których mógłby skorzystać" - ocenił dyrektor, dodając, że dopóki trwa akcja, jest nadzieja, że pracownik żyje.

Według dyrektora, choć od czwartku udało się poprawić wentylację i przewietrzyć wyrobiska, gdzie pracują ekipy ratownicze, notowane na dole stężenia metanu nadal nie pozwalają na korzystanie z urządzeń mechanicznych, nawet do transportu przebranych fragmentów węgla i skał. Ratownicy musza pracować ręcznie, a wybrany rumosz wynoszony jest w workach.

Wyrobiska 1030 metrów pod ziemią zostały zasypane po dwóch wstrząsach górotworu, do których doszło w środę późnym popołudniem. Drugi z nich spowodował tąpnięcie, czyli zjawisko gwałtownego wyładowania się ogromnej energii sprężystej nagromadzonej w górotworze, otaczającym podziemne wyrobiska. Po pierwszym wstrząsie z zagrożonego rejonu bezpiecznie wycofano 30 pracujących tam górników. Po drugim ranny został sztygar zmianowy (ma m.in. złamaną nogę i ogólne potłuczenia), a 30-letni specjalista metanometrii został zasypany. (PAP)

mab/ dsr/

wiadomości
pap
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
PAP
KOMENTARZE
(0)